Koniec roku to zazwyczaj czas podsumowań, inwentaryzacji i rozliczeń. Co wyszło, a czego nie udało się zrobić. Dla takiego bibliofilskiego mola jak ja to również dobry czas na przegląd zakupów książkowych. Krótki rzut okiem na zapchane półki i wszystko wiadomo.
Podsumowując mijający rok, zauważyłam u siebie pewien spadek w kupowaniu książek. Tendencja ta dotyczy również komiksów, które staram się dobierać rozważniej, niż w poprzednich latach. Niby ten rok sprzyjał czytaniu: czasowy lockdown, pandemia, liczne ograniczenia w przemieszczaniu się. Hasło "zostańmy w domu" przylgnął do 2020 roku na dobre. Wiele osób rzeczywiście musiało zostać w czterech ścianach, przerzucając się na pracę zdalną, o uczniach czy studentach nie wspomnę. W moim życiu ten rok zmienił niewiele, bardziej na szczęście niż niestety. Nie czytałam więcej niż zwykle, natomiast z całą pewnością mniej kupowałam. Myślę, że częściowo wynika to z przesytu. Stałam się bardziej wybredna pod względem treści, okładek, a i deficyt wolnych półek też zrobił swoje. Nie bez znaczenia pozostaje również fakt, że udało mi się skompletować większość zaplanowanych pozycji. Czytam raczej mało literatury współczesnej (rozumianą przeze mnie jako literaturę pisaną w ciągu ostatnich lat), a co za tym idzie, wszelkie nowości wydawnicze mało mnie interesują. No, może poza Tajfunami.
Co udało mi się nabyć w 2020 roku?
Zaczęło się chyba od serii wydawniczej PIW Proza Dalekiego Wschodu. Otóż na wstępie chcę zaznaczyć, iż nie są to szczególnie ładne wydania - za to frapująca literatura. I tak na pierwszy ogień poszedł, rzecz jasna, Yukio Mishima i jego Wyznanie maski oraz Złota pagoda (kolejne drugie wydanie w mojej biblioteczce). Poza tym Koła zębate Akutagawy Ryūnosuke, bo... lubię opowiadania, a japońskich jestem zawsze ciekawa. W planach na przyszły rok pozostaje na razie Miłość głupca Jun'ichirō Tanizakiego (cóż za brzydka okładka!). Kto wie, może w przyszłości pojawi się coś jeszcze, co mnie zaciekawi w tej serii.
Kolejnymi nowościami w mojej kolekcji, o których warto wspomnieć, są zdecydowanie wszystkie Salingery od Albatrosa. Prosta w swej formie szata graficzna budzi pozytywne odczucia. Obyło się bez krzykliwych liter i fotograficznych kolaży. Trochę szkoda, że nie są to okładki w stylu mid-century - mogło być znacznie lepiej, ale nie jest źle. I przede wszystkim na moich półkach zagościły w końcu Franny i Zooey, Dziewięć opowiadań, a także Wyżej podnieście strop, cieśle. Seymour: wprowadzenie. Długo na to czekałam. Z wymienionych tytułów czytałam jak dotąd ten ostatni, na dodatek dość dawno temu. Ciekawe, jak Seymour sprawdzi się po latach... Jak pewnie zdążyliście się zorientować, do pełnej kolekcji brakuje jeszcze Buszującego w zbożu, z którym zapoznałam się kiedyś w liceum. Kolejny tytuł do przypomnienia. I do kupienia w 2021 roku.
W mijającym roku udało mi się też kupić Drogę powrotną Remarque'a od Rebis, co nie było łatwym zadaniem. Polowałam na tę książkę kilka ładnych lat, a udało mi się ją zdobyć na jednej z internetowych aukcji (była już w moim pierwszym poście z cyklu Must have z 2014 roku). Poza tym wpadło w moje ręce kilka tytułów od PIW, których nie brałam wcześniej pod uwagę. O ich zakupie nie do końca zadecydowało ładne wydanie, niemniej to właśnie dzięki okładkom wyłowiłam te a nie inne pozycje z zalewu książkowych nowości. Chyba jestem wzrokowcem, nic na to nie poradzę. Tym razem obyło się bez szaleństw, są to bowiem klasyczne pozycje: Zazi w metrze, Fikcje Borgesa i Opowieści niesamowite. Literatura rosyjska.
Kilka słów na temat serii Opowieści niesamowite Państwowego Instytutu Wydawniczego, szczególnie jej strony technicznej:
Ja, malkontentka, muszę ponarzekać. Drogi PIW, wydawaj, proszę, książki staranniej. Spod wewnętrznej strony okładki - dokładniej wyklejki - wyłazi bowiem klej, do którego przylepia się kolejna strona wyklejki. Nie sposób otworzyć książki, nie rozrywając forzaca. Miałam taką sytuację po zakupie Opowieści niesamowitych z języka niemieckiego - którą to książkę, notabene, i tak zwróciłam, kiedy tylko zorientowałam się, że jest to wznowienie Czarnego pająka (czytałam i wcale mnie nie zachwycił).
W listopadzie naszło mnie na literaturę fantastyczną, najlepiej dziejącą się w dawnej Japonii. Pewnie był to efekt dopiero co obejrzanego anime Ninja Scroll oraz filmu Miecz Nieśmiertelnego (Mugen no Jūnin). Cóż, po szybkim aczkolwiek bacznym przyjrzeniu się internetowym forom, mój wybór padł na cykl Opowieść o Shikanoko Lian Hearn, który ukazał się w Polsce nakładem wydawnictwa Mag. W jego skład wchodzą Cesarz Ośmiu Wysp (tom 1-2) i Pan Ciemnego lasu (tom 3-4). Był to strzał w dziesiątkę. Nakład książek jest już wyczerpany, udało mi się jednak kupić je z drugiej ręki w przyzwoitym stanie. Idąc za ciosem, pokusiłam się również na Księżniczkę i szoguna Lesley Downer (nie-fantastyka) oraz Konparuyę Gomez - powrót do Edo Naka Saijō (fantastyka-futurystyka).
Na koniec roku zdążyłam się jeszcze załapać na świeżynkę od wydawnictwa Tajfuny, czyli zbiór opowiadań dobrze mi znanej Yōko Ogawy, zatytułowany Grobowa cisza, żałobny zgiełk. Tak, tak - kolejny zbiór japońskich opowiadań. To mi chyba nigdy nie minie.
Kilka zdjęć pozostałych książek - gościnnie z kotką Kafką
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz