Translate

środa, 17 czerwca 2015

Stefan Chwin: Esther

Esther zamierzałam kupić od dawna, bardzo dawna. Kiedyś, w odległych czasach liceum zaczęłam romansować z klubem Świat Książki, który to romans trwał lat kilka i pozostawił po sobie nie tylko słodko-gorzki posmak ale i kilkanaście świetnie wydanych klasyków na mej półce. Pokusiłam się wówczas m. in. na Henemanna Stefana Chwina, który to, kupiony całkiem spontanicznie, zachwycił mnie. Do dzisiaj wspominam tę książkę z olbrzymim sentymentem i jakąś dziwną nostalgią za Gdańskiem, miastem, w którym nigdy nie byłam.

Później Chwina nie czytałam wcale. Miałam wprawdzie apetyt na więcej, ale jakoś nie pociągała mnie tematyka jego pozostałych powieści. Zalęgła się we mnie obawa, iż nic już nie przebije literackiej wirtuozerii Hanemanna, mojego faworyta. Pewnie popełniłam w tym miejscu błąd, nie próbując nawet zestawić ze sobą dwóch tekstów - ot tak, dla porównania. Unikałam po prostu rozczarowania. Tak było do momentu, w którym natrafiłam na Esther, powieść traktującą również o przeszłości, plastyczną widokówkę innego starego miasta, Warszawy, uchwyconą w kolorze sepii.

Nie zrozumcie mnie źle, gdyż jeszcze nie czytałam Esther. Od kilku miesięcy czeka w biblioteczce na stosowną chwilę. Moja opinia wynika jedynie z pobieżnego przejrzenia powieści, z pierwszego wrażenia, jakie odniosłam. Nie jest to jedna z tych pozycji, które zalicza się, odfajkowuje z listy "do przeczytania". Zresztą rzadko umieszczam tu recenzje, jak zdążyliście już zauważyć. Uważam, że inni robią to znacznie lepiej. Skupię się zatem na cechach wydania.

Głównym powodem, dla którego wybrałam to, a nie inne, są zawarte w nim fotografie Warszawy przełomu XIX i XX wieku, miejsc często już nieistniejących, Warszawy dawnej i zapomnianej. Tego rodzaju dodatki - zdjęcia czy ilustracje - zawsze uatrakcyjniają wydanie i stanowią dla mnie cechę decydującą o jego zakupie. Przyznam, że wcześniej planowałam zaopatrzyć się w egzemplarz ze Świata Książki, gdyż posiadam Hanemanna od tego właśnie wydawnictwa. Przypadkiem natrafiłam jednak na jakiś blog, którego autorka nie dość, że interesująco zrecenzowała powieść, zamieściła w nim też zdjęcia samej książki. Wówczas to dowiedziałam się o istnieniu wersji ilustrowanej fotografiami, na którą natychmiast się połasiłam. Nigdzie indziej nie spotkałam się z tego rodzaju informacją. Próbowałam później odnaleźć ten blog, ale, niestety, nie udało się.
Cóż poza tym mogę dodać? Jest to typowe wydanie w twardej oprawie, szyte, z odpowiednio dobraną czcionką, nie za małą i nie za dużą (w jakiej lubuje się np. Albatros). Posiada dobry gatunkowo papier, który w ogóle nie pożółkł. Esther w odsłonie gdańskiego Tytułu ukazała się wprawdzie dość dawno, bo szesnaście lat temu, pojawia się jednak czasem w antykwariatach lub na aukcjach internetowych. I, zależnie od gustu czytelników, mamy do wyboru wersję w miękkiej lub twardej oprawie. 


 



        
 

 
Stefan Chwin Esther
Wydawnictwo: TYTUŁ
Rok wydania: 1999
Projekt okładki i opracowanie graficzne: Tomasz Bogusławski
Oprawa: twarda
Liczba stron: 346

 
  


Tak na marginesie: przydarzyła mi się niedawno frapująca rzecz, a mianowicie miejsce, w którym pracuję, odwiedził we własnej osobie autor Esther. Towarzyszyła mu jego wieloletnia małżonka, poetka i wydawca Krystyna Chwin. Mile mnie to zaskoczyło. Nie wiedziałam, że para gdańskich literatów zamierza zagościć w Przemyślu. Wprawdzie nie udało mi się poprosić pana Stefana o autograf (nieśmiałość mnie pożarła), pierwszy raz jednak miałam okazję spotkać się twarzą w twarz z pisarzem, którego autentycznie szanuję.

___________________________________________________

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz