The Laughing Vampire (jap. Warau Kyuuketsuki) to typowy przedstawiciel japońskiego nurtu ero-guro (erotic grotesque nonsense): przemoc, erotyzm i wszelkie dziwactwa wyciekają wręcz z kart tego komiksu.
Ze względu na makabrę i sceny seksu manga jest przeznaczona wyłącznie dla czytelników dorosłych.
W
dwóch tomach autor Suehiro Maruo zawarł opowieść o japońskich
wampirach, żerujących nocą na ulicach Tokio (w tomie drugim
wielkomiejska akcja przenosi się na prowincję). Fabuła skupia się na
trojgu nastolatkach, uczęszczających do tego samego liceum: młodym,
świeżo przemienionym wampirze Konosuke Mori, podpalaczu Sotoo Henmi i
Lunie, nieśmiałej dziewczynie "z problemami". Znają się jedynie z
widzenia i nic ich nie łączy, z czasem jednak ich drogi skrzyżują się w
feerii nienawiści, miłości i gniewu.
A dokładniej, połączy ich morderstwo.
Mangę
otwiera opowieść Rakudy Onny, starej wampirzycy, która wypatrzyła na
ulicy Konosuke i przywiodła go do swego domu, by udzielić mu daru
wiecznego życia. To ona wybrała chłopca na swego towarzysza. Z jej
opowieści dowiadujemy się, że sto lat wcześniej została zlinczowana przez rozwścieczony tłum. Powieszona, powstała z grobu jako wampir. W następnych rozdziałach obserwujemy transformację
chłopca, który ze zwykłego nastolatka staje się wyzbytym litości
drapieżnikiem. Jeśli ktoś spodziewa się akcji czy rozterek zbliżonych do
znanych z popkultury historii przeznaczonych dla młodzieży, ten jest w
grubym błędzie. Mamy tu bowiem do czynienia z wszelkim brudem, jaki może
stworzyć człowiek i jego wyobraźnia. Suehiro Maruo niewiele nam
oszczędza, obficie serwując w swej opowieści gwałty, orgie, mordy,
kąpiele w krwi niemowląt i wszystko to, z czym może się wiązać erotyczna
groteska. Koleżanki Luny ze szkoły prostytuują się, a Sotoo, podpalacz
grasujący nocami na ulicach Tokio, okazuje się być, moim skromnym
zdaniem, największym degeneratem ze wszystkich postaci przewijających się przez karty komiksu.
Co
mnie zachwyciło w tej opowieści, to jej strona wizualna, choć
fabularnie manga też trzyma wysoki poziom. Postacie rysowane są
realistycznie, a tło jest dopracowane. Co więcej - w sposobie
przedstawienia postaci widać wyraźną inspirację autora niemieckim
ekspresjonizmem. Cienie na ludzkich twarzach, ich mimika, sugestywność i
sposób wyrazu tworzą niezwykły efekt plastyczności, w której
czarno-biała stylistyka mangi, oparta głównie na sile kontrastu, kreuje
niepokojący, intensywny klimat.
Muszę powiedzieć, że tom pierwszy mnie opanował. Nie przerwałam czytania, dopóki nie skończyłam około trzeciej nad ranem. W miarę lektury bowiem obrzydzenie miesza się fascynacją, a ohyda z pięknem.
Wiele zależy tu od czytelnika, od jego tolerancji na sprawy, na które przeciętny człowiek niekoniecznie miałby ochotę patrzeć. Cóż, ero-guro nie jest popularnym gatunkiem i ma wąskie grono odbiorców. Pisząc tę recenzję, zdaję sobie sprawę, że manga zapewne niewielu przypadnie do gustu. Mnie zachwyciła.
Tom drugi przyniósł natomiast
lekkie rozczarowanie. To już inna historia, choć bohaterowie ci sami. A
może po prostu przedstawiona w niej opowieść nie była dla mnie dość przekonująca. Dzięki zakończeniu wampiryzm nabrał smaku goryczy, a nieśmiertelność przestała być atrakcyjna, jak wcześniej - stąd pewnie mój brak usatysfakcjonowania. The Laughing Vampire spokojnie mógłby zakończyć się na jednym tomie: wtedy byłoby to dzieło idealne.
Najbardziej
żałuję, iż tytuł ten jest tak trudno dostępny. W Polsce nie został
dotąd wydany, podobnie zresztą jak pozostałe mangi Maruo. Nie wiem
nawet, czy cokolwiek z tego nurtu funkcjonuje na naszym rynku
wydawniczym - w co wątpię - a powiem szczerze, że ero-guro bardzo przypadło mi do gustu. Typowe. Zwykle
muszą spodobać mi się rzeczy na tyle niszowe, że nigdzie nie mogę ich
dostać. Nasuwa się jednak pytanie - czy w kraju jak Polska mangi pokroju The Laughing Vampire mają prawo w ogóle zaistnieć?
Nawet na rynku anglojęzycznym jest ich niewiele. Przekopałam Internet i odkryłam francuskie wydawnictwo Lézard
Noir, które Maruo wydaje - lecz co z tego, kiedy francuskiego nie znam.
Nie ukrywam, że udało mi się zapoznać z jego twórczością tylko dzięki
fanowskim translacjom w języku angielskim, umieszczonym w sieci. Choć
może nadzieja niekoniecznie matką głupich... Kto wie, może za kilka lat
coś u nas ruszy w tym kierunku. Tak samo ubolewałam kiedyś, że w Polsce
nie wydaje się Junji'ego Ito, a tu proszę - J.P.Fantastica w 2011 roku
podjęła pierwsze ostrożne kroki dla wypełnienia tej luki i wydała Uzumaki, chyba najbardziej rozpoznawalną mangę tego autora. Dalej poszło jak z górki: Gyo, Black Paradox, a latem tego roku ma się ukazać Hellstar Remina. J.P.F. ma poza tym całkiem zacne (i potwierdzone) plany wydawnicze odnośnie kolejnych dzieł Ito.
Przykładowe plansze:
Ze względu na makabrę i sceny seksu manga jest przeznaczona wyłącznie dla czytelników dorosłych.
W dwóch tomach autor Suehiro Maruo zawarł opowieść o japońskich wampirach, żerujących nocą na ulicach Tokio (w tomie drugim wielkomiejska akcja przenosi się na prowincję). Fabuła skupia się na trojgu nastolatkach, uczęszczających do tego samego liceum: młodym, świeżo przemienionym wampirze Konosuke Mori, podpalaczu Sotoo Henmi i Lunie, nieśmiałej dziewczynie "z problemami". Znają się jedynie z widzenia i nic ich nie łączy, z czasem jednak ich drogi skrzyżują się w feerii nienawiści, miłości i gniewu.
A dokładniej, połączy ich morderstwo.
Mangę otwiera opowieść Rakudy Onny, starej wampirzycy, która wypatrzyła na ulicy Konosuke i przywiodła go do swego domu, by udzielić mu daru wiecznego życia. To ona wybrała chłopca na swego towarzysza. Z jej opowieści dowiadujemy się, że sto lat wcześniej została zlinczowana przez rozwścieczony tłum. Powieszona, powstała z grobu jako wampir. W następnych rozdziałach obserwujemy transformację chłopca, który ze zwykłego nastolatka staje się wyzbytym litości drapieżnikiem. Jeśli ktoś spodziewa się akcji czy rozterek zbliżonych do znanych z popkultury historii przeznaczonych dla młodzieży, ten jest w grubym błędzie. Mamy tu bowiem do czynienia z wszelkim brudem, jaki może stworzyć człowiek i jego wyobraźnia. Suehiro Maruo niewiele nam oszczędza, obficie serwując w swej opowieści gwałty, orgie, mordy, kąpiele w krwi niemowląt i wszystko to, z czym może się wiązać erotyczna groteska. Koleżanki Luny ze szkoły prostytuują się, a Sotoo, podpalacz grasujący nocami na ulicach Tokio, okazuje się być, moim skromnym zdaniem, największym degeneratem ze wszystkich postaci przewijających się przez karty komiksu.
Co mnie zachwyciło w tej opowieści, to jej strona wizualna, choć fabularnie manga też trzyma wysoki poziom. Postacie rysowane są realistycznie, a tło jest dopracowane. Co więcej - w sposobie przedstawienia postaci widać wyraźną inspirację autora niemieckim ekspresjonizmem. Cienie na ludzkich twarzach, ich mimika, sugestywność i sposób wyrazu tworzą niezwykły efekt plastyczności, w której czarno-biała stylistyka mangi, oparta głównie na sile kontrastu, kreuje niepokojący, intensywny klimat.
Muszę powiedzieć, że tom pierwszy mnie opanował. Nie przerwałam czytania, dopóki nie skończyłam około trzeciej nad ranem. W miarę lektury bowiem obrzydzenie miesza się fascynacją, a ohyda z pięknem.
Wiele zależy tu od czytelnika, od jego tolerancji na sprawy, na które przeciętny człowiek niekoniecznie miałby ochotę patrzeć. Cóż, ero-guro nie jest popularnym gatunkiem i ma wąskie grono odbiorców. Pisząc tę recenzję, zdaję sobie sprawę, że manga zapewne niewielu przypadnie do gustu. Mnie zachwyciła.
Tom drugi przyniósł natomiast lekkie rozczarowanie. To już inna historia, choć bohaterowie ci sami. A może po prostu przedstawiona w niej opowieść nie była dla mnie dość przekonująca. Dzięki zakończeniu wampiryzm nabrał smaku goryczy, a nieśmiertelność przestała być atrakcyjna, jak wcześniej - stąd pewnie mój brak usatysfakcjonowania. The Laughing Vampire spokojnie mógłby zakończyć się na jednym tomie: wtedy byłoby to dzieło idealne.
Najbardziej żałuję, iż tytuł ten jest tak trudno dostępny. W Polsce nie został dotąd wydany, podobnie zresztą jak pozostałe mangi Maruo. Nie wiem nawet, czy cokolwiek z tego nurtu funkcjonuje na naszym rynku wydawniczym - w co wątpię - a powiem szczerze, że ero-guro bardzo przypadło mi do gustu. Typowe. Zwykle muszą spodobać mi się rzeczy na tyle niszowe, że nigdzie nie mogę ich dostać. Nasuwa się jednak pytanie - czy w kraju jak Polska mangi pokroju The Laughing Vampire mają prawo w ogóle zaistnieć?
Nawet na rynku anglojęzycznym jest ich niewiele. Przekopałam Internet i odkryłam francuskie wydawnictwo Lézard Noir, które Maruo wydaje - lecz co z tego, kiedy francuskiego nie znam. Nie ukrywam, że udało mi się zapoznać z jego twórczością tylko dzięki fanowskim translacjom w języku angielskim, umieszczonym w sieci. Choć może nadzieja niekoniecznie matką głupich... Kto wie, może za kilka lat coś u nas ruszy w tym kierunku. Tak samo ubolewałam kiedyś, że w Polsce nie wydaje się Junji'ego Ito, a tu proszę - J.P.Fantastica w 2011 roku podjęła pierwsze ostrożne kroki dla wypełnienia tej luki i wydała Uzumaki, chyba najbardziej rozpoznawalną mangę tego autora. Dalej poszło jak z górki: Gyo, Black Paradox, a latem tego roku ma się ukazać Hellstar Remina. J.P.F. ma poza tym całkiem zacne (i potwierdzone) plany wydawnicze odnośnie kolejnych dzieł Ito.
W przyszłości postaram się szerzej omówić twórczość Suehiro Maruo, który, obawiam się, jest w Polsce mangaką kompletnie nieznanym.
_______________________________________________
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz