Translate

niedziela, 23 stycznia 2022

W poszukiwaniu Suehiro Maruo

mojabibliofilia.blogspot.com


Suehiro Maruo - malarz, ilustrator, mangaka - jest artystą w Polsce nieobecnym i nieznanym. Nie wątpię, że istnieje pewna wąska liczba osób, która mogła spotkać się z jego nazwiskiem, szukając informacji na temat Edogawy Ranpo lub erotycznej groteski. Może nawet czytając mój blog. Pisałam o nim dwukrotnie na początku jego istnienia, gdy omawiałam jeden z najbardziej rozpoznawalnych tytułów Maruo, Warau Kyūketsuki (Laughing Vampire, post znajdziesz tutaj) oraz Yume no Q-Saku, gdzie skreśliłam nieco więcej słów o samym autorze (tutaj). Było to ponad siedem lat temu. Wiele wody upłynęło od tamtego czasu. Moje życie zmieniło się, podobnie jak otaczająca mnie rzeczywistość. Trapią mnie inne problemy, nie tylko związane z pandemią - ale sprawy, o których pisałam wówczas, pozostały te same. Do tej pory w Polsce nie ukazała się ani jedna manga Suehiro Maruo. Czyżby rynek nadal nie dojrzał? Tak sądzę. 

Może dlatego nowy rok postanowiłam rozpocząć od autora komiksów, od którego moja przygoda z komiksem w ogóle się zaczęła - jako dojrzałej, świadomej czytelniczki, pomijając dzieciństwo i tytuły w rodzaju Fistaszki. Pierwsze spotkanie (moja miłość do Fistaszków trwa do dzisiaj, więc było to całkiem istotne "spotkanie", które zadecydowało o moich późniejszych wyborach czytelniczych). Choć, jeśli mam być szczera, nie pamiętam już, który z tych panów był pierwszy: Suehiro Maruo czy Junji Ito; prawdopodobnie odkryłam ich mniej więcej w tym samym czasie. Zakładam jednak, że Maruo. Jego dzieła zmieniły wówczas mój pogląd o mandze, komiksie i Japonii w ogóle, pchnęły na inne tory. Głębiej zainteresowałam się kulturą Japonii, jej literaturą, filmem, historią, mentalnością zamieszkujących ją ludzi. Nie przeczę, że szczególnie pociągały mnie jej ciemne strony i różne ich oblicza. Od niektórych rzeczy od razu się odbiłam, w niektórych siedzę do dzisiaj. 

Dzięki Maruo poznałam męża. Ale to już inna historia.

Przez te siedem lat, o których wspomniałam, zostało u nas wydanych wiele komiksów erotycznych, trudno w nich jednak szukać przedstawiciela erotycznej groteski. W poszukiwaniu choć szczypty ero-guro miałam okazję zapoznać się z pracami najbardziej znanych u nas twórców, jak Milo Manara, Guido Crepax czy Paolo Serpieri. Niestety, autorom tym daleko do japońskiego nurtu. Manara na dzień dobry odrzucił mnie sposobem rysowania kobiecej twarzy (tak, przesadzam, ale wszystkie kojarzą mi się z ryboludźmi Lovecrafta). Crepax nawet wzbudził moje zainteresowanie, choć jego sposób rysowania postaci ludzkich też pozostawia wiele do życzenia. W Polsce nakładem wydawnictwa Mireki ukazały się m.in. jego Wenus w futrze, Justyna Historia O. Wszystkie posiadam w mojej kolekcji. Niemniej jednak, mimo iż są to komiksowe adaptacje klasycznych pozycji literatury zakazanej, o ero-guro nawet się nie otarły. 

mojabibliofilia.blogspot.com
Trzeci ze wspomnianych Włochów, Paolo Eleuteri Serpieri, początkowo skradł moje serce serią Druuna, erotycznym science fiction, który powala stroną graficzną. Tom pierwszy wciąga i frapuje, głównie dzięki bogactwu wykreowanego w nim świata. Lecz im dalej w las, tym gorzej. Wprawdzie główna bohaterka, tytułowa Druuna, od początku nie grzeszy intelektem, z czasem jednak lepiej całkiem odpuścić sobie dialogi z jej udziałem i skupić się na oglądaniu ładnych obrazków. A to z czasem nuży. Komiks ostatecznie okazuje się ładną wydmuszką z idiotyczną fabułą. Więcej, sama Druuna okazuje się być idiotką, której jedynym walorem jest duża dupa (może poza drugim walorem, jakim jest jej duży biust). Pomysłowości Serpieriemu zaiste trudno odmówić, odnoszę jednak wrażenie, iż jest to przede wszystkim wybitny rysownik i ilustrator, nie pisarz, na którego się porwał. Zdaję sobie sprawę, iż Druuna jest jedynie projekcją fantazji autora, lecz opieranie fabuły na dużym zadzie to ździebko za mało, nawet jak na komiks erotyczny. Ale może oczekuję zbyt wiele po tym gatunku. Może się nie znam. Może gdybym była mężczyzną, patrzyłabym na to inaczej. Dużo tych "może". A może po prostu nie jest to dla mnie. W każdym razie seria Druuna rozczarowała mnie i sprzedałam ją bez żalu.

mojabibliofilia.blogspot.com
Po latach poszukiwań zaczynam podejrzewać, że ero-guro to stan umysłu, tożsamy jedynie Japończykom. Nie chodzi tu jednak o kategoryzowanie. Prace innych mangaków nie przypadły mi tak bardzo do gustu. Za bardzo epatowały przemocą, bezrozumną i bezcelową. W tym szaleństwie nie było metody. W związku z tym nasuwa się oczywisty wniosek: nie ma co zadowalać się substytutami, Suehiro Maruo jest tylko jeden. Tylko on łączy erotykę z okrucieństwem w poetycką, pięknie zilustrowaną opowieść. Nie ma innych podobnych do niego autorów, albo ja ich nie znam. Zakupiłam zatem pierwsze dostępne na rynku tytuły, które wyszły spod jego ręki: Panorama-tō Kidan w języku angielskim (The Strange Tale of Panorama Island) oraz dwa tomy Warau Kyūketsuki w języku francuskim (Vampyre). O ile z czytaniem po angielsku jeszcze sobie jakoś radzę, francuski jest mi obcy niczym średniowieczna alchemia. W języku tym znam może trzy słowa. Dlatego miałam spore obawy związane z zakupem Vampyre. Od dawna z zapartym tchem śledziłam publikacje francuskiego wydawnictwa Le Lézard Noir, którego nakładem ukazało się wiele tytułów Maruo. Za każdym razem były to tomy wydane z dbałością o najmniejszy szczegół: szyte, na dobrej jakości offsecie, często w twardej oprawie. Długo czaiłam się na te mangi i zazdrościłam Francuzom - że mają takie wydawnictwo, że jak się chce, to można. Nie będę odkrywcza, twierdząc, że polski rynek komiksowy w porównaniu z francuskim dopiero raczkuje, bo to banał. Każdy zainteresowany komiksem to wie. Mnie braki na rodzimym rynku dotknęły jednak w tym konkretnym przypadku. Pamiętam, jak narzekałam, że Junji Ito nie jest wydawany w Polsce - i wydawca odpowiedział, a dokładniej JPF. Na dzień dzisiejszy ukazało się u nas siedemnaście pozycji tego autora, w co trudno byłoby mi kiedyś uwierzyć. Ito jest jednak mangaką odmiennym od Maruo, łatwiejszym w odbiorze. W jego komiksach duży nacisk kładziony jest na horror, grozę. Erotyki nie znajdziesz w nich wcale. I może tu leży pies pogrzebany, bo w kulturze zachodniej lepiej przyswaja się przemoc niż seks. A jeśli już seks, to w zdrowym, przaśnym wydaniu. Wszelkie dewiacje są tabu i fe.

mojabibliofilia.blogspot.com
W końcu chęć posiadania Maruo zwyciężyła nad rozsądkiem i stwierdziłam, że jeśli już mam zakupić jego mangi w języku, którego nie rozumiem, niech będzie to coś, co znam i lubię najbardziej - stanęło na Vampyre, mandze, którą czytałam na internetowych skanlacjach w języku angielskim. Jest to również pierwsza manga Maruo, jaką przeczytałam w ogóle - to od niej wszystko się zaczęło. Było to w minionym roku. Sam zakup okazał się dość łatwy, bo przez stronę Libristo.pl, która oferuje komiksy i książki w różnych językach, nie tylko francuskim. Tomy kupowałam osobno i przyszły one w dwóch paczkach. Były w dość dobrym stanie, choć pakowanie w tym sklepie nie należy do najlepszych - mangi były wprawdzie włożone w karton, ale bez żadnego dodatkowego zabezpieczenia typu folia ochronna lub papier. Gdyby były na nich wgnioty i inne uszkodzenia, poważnie bym się zdenerwowała. Chyba zwyczajnie dopisało mi szczęście.

mojabibliofilia.blogspot.com
Trochę mniej szczęścia miałam z 
The Strange Tale of Panorama Island, mangą Maruo, którą kupiłam jako pierwszą - dwa lata wcześniej na eBayu. Była to jedna z nielicznych dostępnych wówczas mang w języku angielskim. Za istotny atut przy wyborze tego tytułu uznałam formę wydania - twardą oprawę - oraz iż jest to adaptacja powieści Edogawy Ranpo. Nie jest to jedyna manga, jaką Maruo popełnił w oparciu o prozę mistrza japońskiego kryminału. Rok po Panorama-tō Kidan wydał on Imomushi, która ukazała się we Francji również nakładem Le Lézard Noir (La Chenille). Zdecydowałam się jednak zakupić pierwszy tytuł, głównie ze względu na bardziej zrozumiały dla mnie język i fakt, że Imomushi wcześniej czytałam (ach, te skanlacje), a o The Strange Tale of Panorama Island wiedziałam niewiele. Komiks, wrzucony luzem do kartonowego pudełka, przyszedł wprawdzie trochę poobijany, nadal uważam jednak, iż był to dobry wybór.

Manga opowiada historię Hitomi Hirosuke, pisarza, który przejął tożsamość swojego zmarłego przyjaciela. Dysponując jego fortuną, Hirosuke buduje na wyspie Nakanoshima park rozrywki - swój własny, prywatny raj. Jest to miejsce pełne ekstrawaganckich budowli i nagich kobiet, gdzie szampan leje się strumieniami, a wyuzdane orgie są codziennością. Początkowo wszystko układa się zgodnie z planem Hirosuke, jednak z czasem jego kłamstwa wychodzą na jaw. Czy oszusta spotka zasłużona kara? Cóż, u Maruo wszystko jest możliwe, więc zakończenie potrafi zaskoczyć... a może jednak nie?

The Strange Tale of Panorama Island jest jest jedną z "lżejszych" pozycji Suehiro Maruo i, gdyby ktoś mnie zapytał, mogłabym polecić ją czytelnikom początkującym z autorem. Jest tu mniej makabry niż w innych pracach Maruo i trochę erotyki, szczególnie w dalszej części opowieści. Posiada też mało cech charakterystycznych dla ero-guro. Możliwe, iż jest to podyktowane fabułą powieści Edogawy Ranpo, na której jest oparta manga. Tego nie wiem, ponieważ nie mam porównania - powieść dotychczas nie ukazała się w Polsce. Manga zawiera również elementy typowe dla Maruo: cyrkowa trupa, mord na pięknej kobiecie, zestawienie śmierci z pięknem i bogactwem życiodajnej przyrody. Dzieje się też w ulubionych przez autora czasach, w początkach ery Shōwa (powieściowy pierwowzór Ranpo ukazał się w 1926 r.).

Vampyre i The Strange Tale of Panorama Island są na razie jedynymi mangami Suehiro Maruo, jakie posiadam w mojej kolekcji, lecz na pewno nie ostatnimi. Nadzieja matką głupich, ale po cichu wciąż liczę na to, że jakiś wydawca w końcu podejmie stosowne kroki zmierzające do tego, by Maruo zaistniał w naszym kraju. Skoro publikowany jest w językach francuskim, hiszpańskim, włoskim czy angielskim, dlaczego nie w polskim? Pytanie pozostawiam bez odpowiedzi, niech przyszłość pokaże.

________________________________________________

Suehiro Maruo The Strange Tale of Panorama Island
Wydawnictwo: Last Gasp
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 272
Oprawa twarda

mojabibliofilia.blogspot.commojabibliofilia.blogspot.com

mojabibliofilia.blogspot.commojabibliofilia.blogspot.com

mojabibliofilia.blogspot.commojabibliofilia.blogspot.com

mojabibliofilia.blogspot.commojabibliofilia.blogspot.com


mojabibliofilia.blogspot.com






Suehiro Maruo Vampyre, tom 1 i 2
Wydawnictwo: Le Lézard Noir
Rok wydania: 2021
Liczba stron: 240 (1 tom), 288 (2 tom)
Oprawa twarda



mojabibliofilia.blogspot.commojabibliofilia.blogspot.com

mojabibliofilia.blogspot.commojabibliofilia.blogspot.com

mojabibliofilia.blogspot.commojabibliofilia.blogspot.com

mojabibliofilia.blogspot.commojabibliofilia.blogspot.com
        
mojabibliofilia.blogspot.commojabibliofilia.blogspot.com

mojabibliofilia.blogspot.commojabibliofilia.blogspot.com

mojabibliofilia.blogspot.commojabibliofilia.blogspot.com

mojabibliofilia.blogspot.commojabibliofilia.blogspot.com




_____________________________________________





niedziela, 21 listopada 2021

Must have: fetysze do kupienia (6)

 

Książki to fetysze, rzecz wiadoma, a ich czytanie, a jeszcze bardziej kolekcjonowanie, to sprawa wielce intymna i podniecająca.

- Krzysztof Varga


Trudno mi w to uwierzyć, ale rok 2021 pomału zbliża się ku końcowi. Mam wrażenie, że dopiero co pisałam grudniowe podsumowanie 2020 roku, a tu proszę - kolejny grudzień za pasem. Biorąc pod uwagę moje książkowe nabytki, był to bardzo płodny rok. Dopadła mnie klęska urodzaju. Dlaczego, spytacie? Otóż na moich półkach nie ma już miejsca na więcej. Koniec. Finito. Na komodzie w pokoju, który szumnie nazywam salonem, urosła już całkiem spora kupka wstydu. Tym razem nie są to książki nieprzeczytane, bo tych mam cały Giewont, ale książki-włóczykije, wagabundy, przybłędy. Nazywam je w ten sposób, ponieważ należę do osób, które lubią, gdy każda rzecz ma swoje miejsce - a te książki ich ewidentnie nie mają. Próbuję pocieszyć się tym, że w życiu każdego kolekcjonera przychodzi taki moment, gdy zabraknie półek na obiekty jego zbieractwa. Gdzieś w tyle głowy tli się jednak świadomość, że wkrótce będę musiała coś z tym zrobić. O ile obecny stan rzeczy lekko mnie irytuje, z czasem, gdy kupka się powiększy, stanie się więcej niż irytująca, bo frustrująca. Taka już jestem.

Trochę krecią robotę zrobiły tu komiksy - ich kupowanie zdecydowanie wymknęło mi się spod kontroli. W kilka lat zajęły całą biblioteczkę oraz trzy półki z dostępnych dwunastu. Nagle okazało się, że posiadam więcej komiksów niż książek. Zaskakujące, zważywszy na to, że nie czytam ich wcale więcej niż tych drugich. 

Sytuację uratuje jedynie kolejna biblioteczka. Na nią miejsce jest (tak myślę). Moja trudna do opanowania, rozrastająca się niczym grzybnia po naszym M3 kolekcja musi zatem zaczekać, przynajmniej dopóki nie kupię nowych regałów. Mąż na pewno ucieszy się niebywale...


______________________________________


1. Kacper Pobłocki Chamstwo
    Wydawnictwo: Czarne

    Rok wydania: 2021
    Oprawa: twarda

mojabibliofilia.blogspot.com


2. Caitlin R. Kiernan Czerwone drzewo
    Wydawnictwo: MAG
    Rok wydania: 2021
    Oprawa: twarda

mojabibliofilia.blogspot.com


3. Bartłomiej Sala W upiornym laboratorium. Homunkulus, golem, potwór Frankensteina, Mr Hyde i inni
    Wydawnictwo: BOSZ
    Rok wydania: 2018
    Oprawa: twarda

mojabibliofilia.blogspot.com


4. Patryk Mogilnicki Książka po okładce. O współczesnym polskim projektowaniu okładek książkowych
    Wydawnictwo: Karakter
    Rok wydania: 2021
    Oprawa: twarda

mojabibliofilia.blogspot.com


Piękna okładka, choć kompletnie nieczytelna. I tu rodzi się pytanie: jaką wartość ma design, który jest bezużyteczny? Owszem, pięknie zaprojektowana okładka, że się powtórzę, ale nieczytelna, więc bezużyteczna. Nie spełnia swojego zadania, jak kunsztownie wykonane krzesło, na którym nie można usiąść - bo przekombinowane. Do odgadnięcia tytułu doszłam dopiero po jakimś czasie, kojarząc nazwisko autora z pewną stroną na Facebooku. No, cóż... Pomijając już dyskusyjną okładkę, wnętrze tej książki wydaje się niezmiernie frapujące, przynajmniej dla kogoś takiego jak ja. Znalazło się w niej wiele okładek, o których pisałam w blogu, i znacznie więcej. Jest to jedna z tych pozycji, które zdecydowanie "must have", niekoniecznie zaś "może kiedyś".


5.
 Ango Sakaguchi W lesie pod wiśniami w pełnym rozkwicie
    Wydawnictwo: Tajfuny
    Rok wydania: 2021
    Oprawa: miękka ze skrzydełkami

mojabibliofilia.blogspot.com


6. Sakunosuke Oda Wiwat małżeństwo
    Wydawnictwo: Tajfuny
    Rok wydania: 2021
    Oprawa: miękka ze skrzydełkami

mojabibliofilia.blogspot.com


7. 
Yumeno Kyūsaku Piekło w butelkach
    Wydawnictwo: Tajfuny
    Rok wydania: 2021
    Oprawa: miękka ze skrzydełkami

mojabibliofilia.blogspot.com


8. Jorge Luis Borges Raport Brodiego 
    Wydawnictwo: PIW
    Rok wydania: 2021
    Oprawa: twarda z obwolutą

mojabibliofilia.blogspot.com


9. Stefan Zweig Dziewczyna z poczty 
    Wydawnictwo: Officyna
    Rok wydania: 2021
    Oprawa: twarda

mojabibliofilia.blogspot.com


10. Osamu Dazai Zatracenie 
      Wydawnictwo: Czytelnik
      Rok wydania: 2020
      Oprawa: twarda

mojabibliofilia.blogspot.com


11. Osamu Dazai Owoce wiśni 
      Wydawnictwo: Czytelnik
      Rok wydania: 2020
      Oprawa: twarda

mojabibliofilia.blogspot.com


Prawdę mówiąc, nie jestem przekonana do okładek Patryka Mogilnickiego, ale postanowiłam zaryzykować z autorem. Dazai, nie dość że klasyk literatury japońskiej, to nadal szeroko komentowany i chwalony. Jego proza nie umarła wraz z nim. Od Zmierzchu wprawdzie odbiłam się, ale może była to kwestia tłumaczenia... Nie wiem. W każdym razie wysilę się na drugie podejście, może tym razem zaskoczy. Jestem szczególnie ciekawa jego powieści Ningen shikkaku, która ukazała się w języku polskim właśnie pod tytułem Zatracenie.


12. Witold Vargas Bestiariusz japoński
      Wydawnictwo: BOSZ
      Rok wydania: 2021
      Oprawa: twarda

mojabibliofilia.blogspot.com


13. Maria Janion Wampir. Biografia symboliczna
      Wydawnictwo: słowo / obraz terytoria
      Rok wydania: 2008
      Oprawa: twarda

mojabibliofilia.blogspot.com


Książka, o której myślę od dawna, ale dopiero teraz postanowiłam ją zakupić. O, ja nieszczęśliwa! Nie trzeba było zwlekać tak długo, bo teraz jej cena na portalach aukcyjnych rodzaju Allegro (czyt. Alledrogo) osiąga wartość pół tysiąca zł...


14. Ira Levin Dziecko Rosemary
      Wydawnictwo: Vesper
      Rok wydania: 2021
      Oprawa: twarda

mojabibliofilia.blogspot.com


15. Jay Anson Amityville Horror
      Wydawnictwo: Vesper
      Rok wydania: 2019
      Oprawa: twarda

mojabibliofilia.blogspot.com


16. Christina Henry Alicja
      Wydawnictwo: Vesper
      Rok wydania: 2020
      Oprawa: twarda

mojabibliofilia.blogspot.com


______________________________________








wtorek, 22 czerwca 2021

Lato w mieście

W tym roku urlop, a przynajmniej jego część, spędziłam w Warszawie. Dlaczego akurat tam, a nie, dajmy na to, nad morzem lub na łonie natury? Gorąc tak nieznośny, że ścina z nóg, to prawda. Nie cierpię upałów. Dla mnie wiosna, jesień, a nawet zima mogłyby trwać wiecznie. Każda temperatura powyżej 23 °C budzi we mnie abominację. Mąż jest jednak urodzonym warszawiakiem, a urlop jest jedną z nielicznych okazji w roku, by mógł zobaczyć rodzinę. Jadę więc z nim i przy okazji odwiedzam warszawskie księgarnie.

Zwykle są to dwie z nich specjalizujące się w komiksach: Centrum Komiksu przy alei Niepodległości i Komikslandia, która mieści się w Metrze Centrum. Pobyt w Warszawie stwarza rzadką dla mnie możliwość pobuszowania w komiksach w realu, gdyż 99% moich komiksowych zakupów (również książkowych) to zakupy przez Internet. Książki można jednak kupić wszędzie - komiksy już nie. Jedyny sklep w moim mieście, który oferuje komiksy, to Empik i są to raptem cztery słabo zaopatrzone półki. 

Tym razem, przyznaję, mieliśmy bardzo okrojony czas, dlatego zdążyłam wstąpić tylko do Komikslandii. Z powodu obostrzeń związanych z pandemią nie czułam się tam jednak do końca swobodnie - bardzo ograniczona ilość klientów, która mogła przebywać w tym samym czasie w sklepie wywarła na mnie psychiczną presję, że muszę się sprężyć, by zrobić miejsce kolejnym. Do tego stopnia, że w pewnym momencie zaczęłam się czuć jak intruz - taki co ogląda, a nic nie kupuje. Przejrzałam kilka pozycji znanych mi z Gildii i opuściłam sklep z uczuciem niedosytu i rozczarowania. 

Właściwie uczucia te towarzyszą mi za każdym razem, kiedy tam jestem. Związane jest to zapewne z tym, że przy pierwszej wizycie udało mi się kupić w Komikslandii tytuł, który już wtedy był nieosiągalny - Cinema Panopticum Thomasa Otta. Byłam tak podekscytowana tym faktem, że nawet nie zauważyłam, iż jest to wydanie francuskie - w komiksie pozbawionym tekstu nie miało to jednak najmniejszego znaczenia. W ogóle tamten pobyt w Warszawie minął mi w cieniu Otta, w Centrum Komiksu nabyłam bowiem też jego Numer 73304-23-4153-6-96-8, wydany przez Kulturę Gniewu. Oba komiksy były z drugiej ręki, w świetnym stanie i w dobrej cenie. Było to kilka lat temu i teraz za każdym razem żywię cichą nadzieję, że uda mi się odnaleźć podobne skarby. Nic z tego.

Kultura Gniewu


Dopiero po powrocie zorientowałam się, że mogłam również zajrzeć do sklepu Yatta.pl - w końcu byłam na Chmielnej. Szukałam tam jednak innej księgarni i może to zaważyło na braku spostrzegawczości, wypatrywałam tam bowiem małego sklepiku z niebieską witryną... Mąż, warszawiak, też nie mógł go znaleźć. W końcu, umęczeni tropikalnym upałem nad Wisłą, trafiliśmy w odpowiednie miejsce. Księgarnia Tajfuny, bo o niej tu mowa, znajduje się nie tyle przy samej ulicy Chmielnej, co w jej załomie i to własnie zbiło nas z tropu. Bardzo chciałam odwiedzić to miejsce, był to nr 1 mojego tegorocznego pobytu w stolicy. Niestety, i tym razem pandemia pokazała, że nie ma co się cieszyć na wyrost. Okazało się, że księgarnia owszem, jest otwarta, ale nie można wejść do sklepu, by rozejrzeć się po książkach, podotykać, pooglądać, czy nawet coś przeczytać.


Byłam tam dosłownie chwilę. Kupiłam z marszu Ogród Hiroko Oyamady i udałam się na Nowy Świat, by w restauracji Besuto spróbować japońskiej kuchni. Tak na marginesie - polecam tamtejszy ramen. 


Pojechaliśmy do Warszawy we wtorek rano, a wróciliśmy w piątek przed północą. Inaczej nie dało rady, trudno. Mogliśmy to lepiej zaplanować, ale, uwierzcie, praca męża nie pozwoliła inaczej, a i na sam wyjazd zdecydowaliśmy się w ostatniej chwili. Tak, wiem, że spóźniłam się na kwitnienie dziwidła, które akurat wtedy zaczęło więdnąć. Wiem też, że w dniu naszego wyjazdu zaczął się festiwal Komiksowa Warszawa, którego nie mogę przeboleć. Ale tak jest zawsze - jestem w stolicy chwilę i wszystko mnie omija. Trzeba się z tym pogodzić.

Tak poza tym mam nadzieję, że to nie koniec moich letnich przygód z komiksami/książkami. Może dam początek nowemu ruchowi - księgarnianej turystyce, jakkolwiek źle to brzmi.

Wydawnictwo TajfunyWydawnictwo Tajfuny
 
__________________________________________________