Translate

sobota, 27 grudnia 2014

Fantastyczne lata 90.

PODRÓŻ SENTYMENTALNA

Gatunki science fiction i fantasy, zmyślnie ukryte po szerokim pojęciem fantastyki, od lat nieodmiennie kojarzą mi się z tandetą. Nie mam tu na myśli poziomu literatury, bo, jak w każdym gatunku, posiada ona zarazem bagienne szmiry jak i wysokiej klasy dzieła, ale jakość wydania: fatalne, upośledzone graficznie okładki, papier makulaturowy - jeśli nie toaletowy - rozklejające się bloki gubiące kartki. Nigdy nie pomniejszałam znaczenia fantastyki - nie ja, od dziecka obdarzona wybujałą wyobraźnią, wychowana na strasznych i niesamowitych baśniach Andersena i braci Grimm. Dość wcześnie też, bo gdzieś w początkach podstawówki, odkryłam Juliusza Verne'a. Z takich Łowców meteorów rozumiałam wprawdzie niewiele, Verne utrwalił we mnie jednak zamiłowanie do steampunku, który do dzisiaj czai się u podstaw moich fantastycznych fascynacji.
Wystarczy zresztą sięgnąć po autorów jak Arthur C. Clarke, Isaac Asimov, Arkadij i Borys Strugaccy czy Frank Herbert, by przekonać się, jak często w kamuflażu fantastyki naukowej przemycali oni egzystencjalizm, metafizykę, zagadnienia natury religijnej i moralnej, a nieraz i całe traktaty filozoficzne. Ich dzieła są świadectwem tego, jak płynna może być kultura wysoka i jak przenika ona codzienność, by funkcjonować w bogatym kręgu popkultury.

Na początku lat 90. w Polsce nastąpił prawdziwy wysyp światowej literatury fantastycznej. Jak grzyby po deszczu pojawiały się różnorodne wydawnictwa, oferujące klasykę Andre Norton, Michaela Moorcocka, Ursuli Le Guin, Roberta E. Howarda i wielu, wielu innych. Księgarnie zostały dosłownie zasypane zachodnią fantastyką, w tym s-f i horrorem. Niektóre z tych wydawnictw nie przetrwały zbyt długo (świętej pamięci Phantom Press), ale inne, jak Rebis czy Amber, z powodzeniem działają do dzisiaj. Co się stało z wydawnictwami Express Books i Alfa - nawet nie wiem. Pewnie poległy ku chwale konkurencji.

Obok fantastyki nie dało się w tym czasie po prostu przejść obojętnie. Przyciągała z księgarskich wystaw wyposzczony komuną wzrok niczym barwne, egzotyczne ptaki. Ojciec kupował dużo literatury, wystarczyło zatem sięgnąć tylko na "wyższą" półkę... Miałam skąd czerpać, nie powiem. A że, jako fan Conana, preferował głównie fantasy, zaczytywałam się w przygodach Czarnej Kompanii, Kane'a i w Świecie Czarownic. 

Phantom Press może i odpowiada za najbardziej paskudne książkowe okładki świata, ale najlepiej też obrazuje rynek wydawniczy fantastyki wczesnych lat 90. Ach, cóż to były za czasy... Książki tanie jak barszcz, rozlatujące się często po pierwszym czytaniu, ohydne okładki (czasem kontrastujące z wyborną treścią), na których muskularni herosi w skórzanych majtkach i rogatych hełmach siłowali się ze zmutowanymi jaszczurkami, a towarzyszyły im półnagie dziewoje o bujnym biuście, rażącym po oczach niczym laser. Więcej było w tym makulatury niż dobrej literatury, dawało się jednak wyłowić z niej czasem coś wartościowego. To wtedy poznałam Franka Herberta i jego cykl o Diunie, któremu pozostałam wierna do dzisiaj, Księgi Krwi Clive'a Barkera, a także jeden z moich ulubionych cykli fantasy - Czarną Kompanię Glena Cooka. Conan Howarda jakoś do mnie nie trafiał, pamiętam jednak, że po początkowych potworkach wydawniczych cieszył się on całkiem jak na owe czasy przyzwoitym wydaniem, opatrzonym pracami Franka Frazetty.

________________________________________________

A oto kilkanaście pozycji z tamtych lat, które uchowały się do dzisiaj na półce - przyznaję, że większość wyniosłam na strych, moje prywatne cmentarzysko martwych książek.  


Colin Wilson Pasożyty umysłu 

Wydawnictwo EXPRESS, Bydgoszcz 1990
Dom Wydawniczy REBIS, Poznań 1990

"...to absolutnie niebezpieczna książka" 
- jak głosi ostrzeżenie z okładki.

Tłumaczyli Beata Moderska i Tadeusz Zysk, współzałożyciel Domu Wydawniczego REBIS i jeden z założycieli wydawnictwa Zysk i S-ka.
Pierwszy tytuł wydany przez Rebis.

Mało gdzie się wspomina, że Pasożyty umysłu opublikowane zostały we współpracy z wydawnictwem EXPRESS (późniejsze Express Books? logo wygląda niemal identycznie). Książkę kupiłam jeszcze przed denominacją - za 5000 zł, czyli prawie za darmo, w księgarni przy ulicy Franciszkańskiej, której od dawna już nie ma. Ciekawe, który przemyślanin jeszcze o niej pamięta?

_______________________________________________


Carl Sagan Kontakt

Wydawnictwo Express Books, Bydgoszcz 1991

Słynna powieść science fiction, obecnie już trochę zapomniana. Nie wydawana w Polsce od lat 90. I jak to często bywa z s-f, rasowa powieść filozoficzna ubrana w szaty fantastyki naukowej.
Na jej podstawie powstał film z Jodie Foster i Matthew McConaughey.
Przynajmniej tym razem obeszło się na okładce bez maszkary z kosmosu. 

______________________________________________


Robert E. Howard, Lord Dunsany Barbarzyńca i marzyciel: Dwa światy fantasy


Wydawnictwo Versus, Lublin 1990

Jedna z pierwszych pozycji fantasy, jakie pojawiły się w moim domu po przemianie ustrojowej. Krzykliwa okładka zapewne miała przyciągać wzrok, na niej zaś pokraczny Indianin-zombie w zbroi (wybacz, Geronimo). To, co popełniło wydawnictwo, powinno być karalne.

_______________________________________________


F. Paul Wilson Twierdza

Wydawnictwo Amber, Poznań 1990

Spoglądamy i wiemy już wszystko: jest szczerzący kły wampir, noc, błyskawice, w oddali złowrogi zamek, na baszcie flaga ze... swastyką? Tak, tak, nie mylicie się. Będą wampiry (czyżby?) i naziści. Twierdza to kapitalny horror, nie idealny, nie pozbawiony wad, ale dość oryginalny i sprawnie poprowadzony fabularnie, który zyskał już w pewnych kręgach miano kultowego.
Redaktorem - znana postać - bo Rafał A. Ziemkiewicz.

_______________________________________________


Gordon McGill Rumak

Wydawnictwo Atlantis, Warszawa 1991

Za tę oto ilustrację odpowiada niejaka LINEA. Pseudonimu się nie dziwię, mnie też wstyd byłoby się przyznać i sygnować własnym nazwiskiem. Cóż, tytułowy rumak ma czerwone ślepia, a dziewoja modną fryzurę, bo ubrania już nie ma wcale - ważny element, mający przyciągnąć dojrzałego czytelnika.

Horror to gatunek, który z początkiem lat 90. został najbardziej upośledzony estetycznie, jeśli można tak to nazwać. Niestety, obecnie zbyt mało posiadam tego rodzaju literatury, by uświadomić Wam ogrom ówczesnej tandety. Ale inni już to zrobili przede mną. Jeśli interesuje Was, czego dokonało słynne wydawnictwo Phantom Press, zajrzyjcie tutaj, a nie pożałujecie ;) 

Podejrzewam, że za ileś tam lat książki tego wydawnictwa staną się obiektem osobliwych poszukiwań kolekcjonerskich...

_______________________________________________


Glen Cook Czarna Kompania

Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 1993

Dziękuję Rebisowi, że postanowił wydać ten wspaniały cykl. Spędziłam z nim niezapomniane chwile nastolatką będąc, a i teraz nieraz powracam do niego z uśmiechem na twarzy. Uwielbiam styl Cooka, prosty i lakoniczny, trafiający w sedno rzeczy bez niepotrzebnych upiększeń i wywodów nad detalem uroczego krajobrazu. Uwielbiam jego ironiczny humor, który bawi mnie jak żaden inny. Uwielbiam sposób narracji Konowała, nazewnictwo postaci i miejsc. A poza tym uwielbiam Duszołap i całą zgraję pozostałych bohaterów. Tylko okładki nie uwielbiam. Jednak w roku, w którym ukazał się tom 1 miałam trzynaście lat i nie bardzo zwracałam uwagę na takie szczegóły. Mnie tam się podobała, bez względu na to, czy przedstawiała kompanię najemników, czy długie łodzie Wikingów.

_______________________________________________



Arthur C. Clarke Miasto i gwiazdy

Wydawnictwo Mizar, Warszawa 1993
Książka została wydana we współpracy z Wydawnictwem Amber

Arthur C. Clarke to jeden z czołowych, najbardziej uznanych pisarzy nurtu science fiction, nic zatem dziwnego, że jego Miasto i gwiazdy znalazły się w amberowskiej serii wydawniczej Mistrzowie SF. Poza nim w serii tej widnieją równie wielkie nazwiska: Isaac Asimov, Robert Silverberg, Philip K. Dick, Frank Herbert, Strugaccy, Robert A. Heinlein, Ursula Le Guin, Clifford D. Simak, Dan Simmons... Uff, sama żelazna klasyka science fiction

Prawdę mówiąc, nie pamiętam już, czy latający obiekt z okładki ma się jakoś do fabuły, ale, idąc śladem popularnego wówczas trendu, strzelam, że nie.

Miasto i gwiazdy zostały wcześniej wydane w 1984 roku jako wkładka do miesięcznika Fantastyka

_______________________________________________


Anthony Piers Sos Sznur

Wydawnictwo Amber, Warszawa 1994 

Pierwszy tom trylogii Krąg Walki. Wizja postatomowego świata, w którym ludzkość cofnęła się do ery koczowniczych neo-barbarzyńców, panuje prawo silniejszego, a spory rozwiązywane są za pomocą broni w honorowej walce. Przyzwoita lektura, która porywa i wciąga. Czyta się jednym tchem.

Okładka jest równie oderwana od treści co w pozostałych tytułach trylogii, gdzie ilustracje wybierane były chyba metodą losowania w ciemno.


Cieszę się, że książki przetrwały pobyt na obozie harcerskim Jerutki '94.
Przewinęły się wówczas przez ręce (i umysły) kilku osób, zaś na jednej ze stron tytułowych zachowały się interesujące wpisy od wakacyjnych przyjaciół.

_______________________________________________


 Frank Herbert Diuna

Wydawnictwo Phantom Press International, Gdańsk 1992

Powieść, której żadnemu fanowi science fiction przedstawiać nie trzeba. Traktat filozoficzny nad istotą wiary i człowieczeństwa, pozycja kanoniczna gatunku.
Zawsze lubiłam to wydanie i tłumaczenie (przełożył Marek Marszał), na nim się wychowałam. Jak na Phantom Press grafika z okładki jest wybitnie dobra. I pasuje do treści: Fremen, czerw i ornitoptery, czyli stałe elementy pustynnej planety. Czysty old school.
Okładkę ilustrował Radosław Dylis, podobnie jak pozostałe tomy Kronik Diuny. Resztę cyklu Herberta Phantom Press wydał w Polsce po raz pierwszy - i za to wieczna mu chwała.
Całość została wydrukowana w Wielkiej Brytanii.

________________________________________________


Ursula Le Guin Świat Rocannona

Wydawnictwo Amber, Poznań 1990 

Kolejna pozycja z serii Mistrzowie SF, pierwszy tom cyklu Hain (Ekumena). Debiut Ursuli Le Guin. 
Na okładce znowu skórzane majtki i rogate hełmy - to Frank Frazetta, of course.

________________________________________________


Marvin Kaye, Parke Godwin Władcy samotności

Wydawnictwo ALFA, Warszawa 1993 

Całkiem niezła powieść science fiction, ale okładka nieadekwatna do treści. 
Co to ma być? Kobieta-cyborg? Bo na pewno nie członkini Plemion Lasu.
Władcy samotności to kolejny (po Kręgu Walki) przykład typowej postatomowej s-f, gdzie mamy ukazany regres ludzkości do prymitywnych społeczeństw. Książka ma swoje momenty, ale czytałam już lepsze.

_______________________________________________


Andre Norton Świat magii czarownic

Wydawnictwo Pomorze, Bydgoszcz 1990

Zbiór opowiadań z uniwersum Świata Czarownic. Książkę tę, podobnie jak pozostałe tytuły serii tematycznej, darzę ogromnym sentymentem. W dzieciństwie systematycznie pochłaniałam kolejne "czarodziejskie" tomy, niektóre czytając kilkukrotnie. Dzisiaj niewiele z nich pamiętam, choć nazwy jak Ithkrypt i Estcarp wciąż brzmią znajomo. 

Egzemplarz, który posiadam, dawno już rozłożył się na czynniki pierwsze i każda kartka jest w nim osobno - kiepski klej, rzecz charakterystyczna dla ówczesnych wydań. Okładka nawet mi się podoba. Dobrze oddaje klimat uniwersum, choć cel golizny był pewnie bardziej prozaiczny. W porównaniu z takim cukierkowym paskudztwem, jakim obecnie uraczyło nas wydawnictwo Nasza Księgarnia (Świat Czarownic), jej projekt graficzny jest całkiem niezły

_______________________________________________


Andre Norton Kryształowy Gryf

Wydawnictwo Amber, Warszawa 1991

I po raz kolejny okładka, która pasuje do treści jak pięść do oka. 

Tym razem autorem ilustracji jest nie Frazetta, a inny światowej sławy artysta fantasy, Boris Vallejo. Jak głosi Wikipedia, jego obrazy "najczęściej przedstawiają umięśnionych bohaterów i skąpo ubrane Walkirie". Spoglądając na okładkę Kryształowego Gryfa, trudno się nie zgodzić. Trudno również Vallejo odmówić talentu w uchwyceniu piękna kobiecego ciała, ale... No właśnie, ale. Ale nie do tej książki (którą, nota bene, przeczytałam po raz pierwszy mając lat dwanaście - spokojnie, powieść dość młodzieżowa). Na szczęście pozostałe dwa tomy mają już ilustracje adekwatne do treści - również autorstwa Vallejo.


Tak to było, kiedy nie napisano jeszcze Harry'ego Pottera... Młodzież czytała pełną magii i czarownic fantasy o skandalicznych, pełnych golizny okładkach.

_______________________________________________


Karl Edward Wagner Pajęczyna Ciemności

Wydawnictwo Phantom Press International, Gdańsk 1991

Na koniec pozwoliłam sobie zachować największego potworka z mojego księgozbioru, choć pewnie gdybym pogrzebała w pudłach na strychu, znalazłabym lepsze kwiatki. Parę nawet teraz przychodzi mi na myśl... 
No cóż, walory estetyczne wagnerowskiego cyklu o nieśmiertelnym Kane w odsłonie Phantom Press nie podlegają dyskusji. Wprawdzie w pierwszym tomie cyklu wydawnictwo zapomniało wspomnieć, któż to jest autorem porażającej ilustracji na okładce, ale w następnych już nie. Otóż odpowiada za nie niejaki Robert Chmielewski, a opracowaniem graficznym zabawili się Bogdan Dams i Krzysztof Izdebski. Gratuluję konceptu: cycki, sandały i majtki. Poza tym książki są tak fenomenalnie sklejone, że dosłownie rozsypują się w rękach.

Pozostałe tomy:


Co ciekawe, w tym samym czasie co Phantom Press (1991 rok) Amber również zaczął wydawać cykl Kane, którego jednak nie ukończył. Wielka szkoda. Pozycje te miały przede wszystkim całkiem inne tłumaczenie (powstały przy okazji drobne różnice w tytułach) i lepszą szatę graficzną. Z Amber ukazały się trzy pierwsze tomy cyklu - w twardych oprawach z ilustracjami Franka Frazetty.


Karl Edward Wagner Wichry nocy
Wydawnictwo Amber, Warszawa 1994

_________________________________________________




 

środa, 12 listopada 2014

Zakupy: podsumowanie sierpnia i września

Ostatnio moje zakupy zostały zdominowane przez literaturę Dalekiego Wschodu. Nie do końca taki był mój niecny plan, po prostu wykorzystałam nadarzające się okazje. Są to książki kupione może nie za bezcen, ale śmiesznie niskie kwoty, przy których ceny z okładek to jakaś kpina.

_________________________________________1

Kim Youngha Wampir i inne opowiadania
Przekład: Choi Sung Eun (Estera Czoj) i Beata Kang Bogusz
Wydawnictwo: Kwiaty Orientu
Rok wydania: 2009
Projekt okładki: Studio Graficzne, Wydawnictwo JEDNOŚĆ
Oprawa: miękka
Liczba stron: 176




W zasadzie nie mam żadnych uwag co do tej pozycji. Jest to standardowe wydanie w miękkiej oprawie (bez skrzydełek) ze stonowaną i dość neutralną okładką, która może i nie powala konceptem, ale też, co najważniejsze, nie razi kiczem. Oprócz opowiadań książka zawiera wstęp od tłumaczy, opisujący twórczość Kim Youngha, który stanowi wprawdzie krótkie, ale potrzebne wprowadzenie do lektury Wampira.
Jedynym minusem wydania jest rozmiar czcionki, która jest za mała i psuje komfort czytania.

_________________________________________2

Yukio Mishima Złota pagoda
Przekład: Mikołaj Melanowicz
Wydawnictwo: Wilga
Rok wydania: 1997
Projekt okładki: Janusz Obłucki
Oprawa: twarda
Liczba stron: 253

Tytuł dość rzadki i niespotykany, prawdziwy unikat. Dokonując zakupu tej książki miałam nieprawdopodobne szczęście - dosłownie kupiłam ją w dniu, w którym dowiedziałam się o jej istnieniu (przy tworzeniu spisu literatury japońskiej). A nabyłam ją za... 10 zł (plus koszt przesyłki).
Egzemplarz jest używany, ale w bardzo dobrej kondycji. Od razu widać, że poprzedni właściciel potrafił zadbać o swój księgozbiór. Mimo upływu siedemnastu lat kartki są wciąż białe i ani trochę pożółkłe, co tylko świadczy o wysokiej jakości wydania.
Dodam, że książka przywędrowała do mnie z Warszawy. Kupiona na Gumtree.pl.



_________________________________________3

Natsuo Kirino Groteska 
Przekład: Witold Kurylak
Wydawnictwo: Sonia Draga
Rok wydania: 2008
Projekt okładki: Wydawnictwo Sonia Draga
Oprawa: miękka
Liczba stron: 630

W pełni satysfakcjonujące wydanie: przyciągający wzrok projekt graficzny okładki, dobrze oddający klimat powieści, biały papier - nie popularny "kremowy", czyli żółty - oprawa miękka ze skrzydełkami, odpowiedni rozmiar czcionki (przynajmniej w moim odczuciu, D. twierdzi, że jednak za mała). 
Książka przetłumaczona jest z języka angielskiego, nie japońskiego, co może mieć znaczenie.
O Grotesce pisałam już wcześniej (a raczej o perypetiach związanych z jej zakupem), stąd zdjęcia tej pozycji znajdziecie tutaj.

_________________________________________4

Yōko Ogawa Muzeum ciszy
Przekład: Anna Horikoshi
Wydawnictwo: W.A.B.
Rok wydania: 2012
Projekt graficzny serii: Joanna Szachowska-Tarkowska
Projekt okładki i stron tytułowych: Magda Wolna
Oprawa: miękka
Liczba stron: 292

Typowe wydanie w miękkiej okładce ze skrzydełkami. Strona graficzna prezentuje się dość dobrze. Muzeum ciszy należy do Serii z miotłą od W.A.B. - i muszę powiedzieć, że jej pozostałe tytuły w zdecydowanej większości wyglądają o niebo lepiej. Nie jest jednak tak źle. Podoba mi się koncept graficzny serii, a i projekt okładki tego konkretnego tytułu jest stonowany i taki... japoński, cokolwiek to znaczy (w przeciwieństwie do innej pozycji tej samej autorki wydanej przez W.A.B., która jest tandetna, krzykliwa i oderwana od treści). Wady? Przede wszystkim papier, na którym wydrukowano powieść, jest bowiem dość kiepski gatunkowo, kremowy, o ostrym, kwaśnym zapachu. W przyszłości na pewno zżółknie jeszcze bardziej.

Książkę tę, podobnie jak dwie następne, kupiłam (tanio to mało powiedziane) na Allegro.pl od użytkownika blebux, którego też szczerze polecam.




_________________________________________5

Hiromi Kawakami Pan Nakano i kobiety
Przekład: Anna Zalewska
Wydawnictwo: W.A.B.
Rok wydania: 2012
Projekt okładki i stron tytułowych: Monika Klimowska (na podstawie koncepcji graficznej Zuzanny Lewandowskiej)
Oprawa: miękka
Liczba stron: 252

Kolejne typowe wydanie w miękkiej oprawie. Papier raczej kremowy, ponownie z rodzaju tych, co szybko żółkną. I ten sam kwaśny zapach. Jeszcze nie czytałam, trudno mi zatem powiedzieć, czy fotografia z okładki jakoś się ma do fabuły książki, no bo "pan Nakano" to raczej nie jest. Może więc narratorka powieści? Niestety, większość wydawców uważa, iż zdjęcie Azjatki na okładkę literatury chińskiej/japońskiej zdecydowanie wystarczy. Cóż, w tym wypadku na pewno nie odstrasza, ale też szczególnie nie zachęca.




_________________________________________6

Jacques Chessex Wampir z Ropraz
Przekład: Anna Topczewska
Wydawnictwo: W.A.B.
Rok wydania: 2009
Projekt okładki i stron tytułowych: Lucyna Talejko-Kwiatkowska
Oprawa: twarda z obwolutą
Liczba stron: 89

Jedyny europejski rodzynek w tym azjatyckim sosie. Wampir z Ropraz to również jedyna wydana w Polsce powieść szwajcarskiego pisarza Jacques 'a Chessexa. Powieść, dodam, dość makabryczna. Ostrzeżenie wydawcy na okładce, jakoby miała być to książka dla czytelników o silnych nerwach nie jest bynajmniej na wyrost. Chessex nie oszczędza czytelnikowi precyzyjnych opisów ofiar nekrofilskich praktyk, choć mnie akurat najbardziej poruszyły - i odrzuciły - przedstawione tu praktyki innego rodzaju, jakie mogą spotkać dziecko z rąk zwyrodnialca. W zasadzie tak samo w książkach jak i w filmach nie toleruję tematyki pedofilii, budzi ona we mnie wręcz somatyczną odrazę, choć nie tylko dlatego czytało mi się tę powieść wyjątkowo opornie i ciężko. Bowiem czego tu nie ma - pedofilia, nekrofilia, kanibalizm, zoofilia... a wszystko to na zaledwie osiemdziesięciu dziewięciu stronach luźno wydrukowanego tekstu. Całość opisana suchym i beznamiętnym stylem, przypominającym reportaż - niepotępiający, obojętny, opowiedziany gdzieś "spoza" przez obserwatora wydarzeń. Brakuje wrażenia fikcji literackiej, może i stąd historia budzi takie emocje, przynajmniej w moim przypadku. Oparta jest zresztą na prawdziwych wydarzeniach, jakie miały miejsce w Szwajcarii na początku XX wieku. Ile w niej faktów, a ile fantazji autora, tego, niestety, nie wiemy.
Zaiste, mała, niepozorna, straszna książeczka. Kupiłam, ale nie chcę jej mieć. Przeczytałam - i żałuję. W prawdziwym życiu jest wystarczająco dużo syfu, by jeszcze o nim czytać. 
Co ciekawe, książkę tę wypatrzyłam w księgarni kilka lat temu. Rzuciłam się wtedy na nią jak kot na mysz, lecz ostatecznie nie kupiłam, nie wiem dlaczego. Dobrze ją jednak zapamiętałam i odnalazłam po latach na aukcjach Allegro.  
                                           


Akcja powieści dzieje się w 1903 roku, tym samym, w którym została wykonana fotografia "Dosia" [z mojego rodzinnego albumu].


Odnośnie jakości wydania nie mam najmniejszych zastrzeżeń: twarda oprawa z obwolutą, gruby, kremowy papier (ech, a kiedyś zwracało się uwagę, aby był biały, co za moda), czcionka w porządku (nie za mała, nie za duża, po prostu ok). Uczepić się można, że fotografia na okładce jest współczesna, a nie z epoki, ale przynajmniej pasuje do treści.










_________________________________________