Gatunki science fiction i fantasy, zmyślnie ukryte po szerokim pojęciem fantastyki, od lat nieodmiennie kojarzą mi się z tandetą. Nie mam tu na myśli poziomu literatury, bo, jak w każdym gatunku, posiada ona zarazem bagienne szmiry jak i wysokiej klasy dzieła, ale jakość wydania: fatalne, upośledzone graficznie okładki, papier makulaturowy - jeśli nie toaletowy - rozklejające się bloki gubiące kartki. Nigdy nie pomniejszałam znaczenia fantastyki - nie ja, od dziecka obdarzona wybujałą wyobraźnią, wychowana na strasznych i niesamowitych baśniach Andersena i braci Grimm. Dość wcześnie też, bo gdzieś w początkach podstawówki, odkryłam Juliusza Verne'a. Z takich Łowców meteorów rozumiałam wprawdzie niewiele, Verne utrwalił we mnie jednak zamiłowanie do steampunku, który do dzisiaj czai się u podstaw moich fantastycznych fascynacji.
Wystarczy zresztą sięgnąć po autorów jak Arthur C. Clarke, Isaac Asimov, Arkadij i Borys Strugaccy czy Frank Herbert, by przekonać się, jak często w kamuflażu fantastyki naukowej przemycali oni egzystencjalizm, metafizykę, zagadnienia natury religijnej i moralnej, a nieraz i całe traktaty filozoficzne. Ich dzieła są świadectwem tego, jak płynna może być kultura wysoka i jak przenika ona codzienność, by funkcjonować w bogatym kręgu popkultury.
Na początku lat 90. w Polsce nastąpił prawdziwy wysyp światowej literatury fantastycznej. Jak grzyby po deszczu pojawiały się różnorodne wydawnictwa, oferujące klasykę Andre Norton, Michaela Moorcocka, Ursuli Le Guin, Roberta E. Howarda i wielu, wielu innych. Księgarnie zostały dosłownie zasypane zachodnią fantastyką, w tym s-f i horrorem. Niektóre z tych wydawnictw nie przetrwały zbyt długo (świętej pamięci Phantom Press), ale inne, jak Rebis czy Amber, z powodzeniem działają do dzisiaj. Co się stało z wydawnictwami Express Books i Alfa - nawet nie wiem. Pewnie poległy ku chwale konkurencji.
Obok fantastyki nie dało się w tym czasie po prostu przejść obojętnie. Przyciągała z księgarskich wystaw wyposzczony komuną wzrok niczym barwne, egzotyczne ptaki. Ojciec kupował dużo literatury, wystarczyło zatem sięgnąć tylko na "wyższą" półkę... Miałam skąd czerpać, nie powiem. A że, jako fan Conana, preferował głównie fantasy, zaczytywałam się w przygodach Czarnej Kompanii, Kane'a i w Świecie Czarownic.
Phantom Press może i odpowiada za najbardziej paskudne książkowe okładki świata, ale najlepiej też obrazuje rynek wydawniczy fantastyki wczesnych lat 90. Ach, cóż to były za czasy... Książki tanie jak barszcz, rozlatujące się często po pierwszym czytaniu, ohydne okładki (czasem kontrastujące z wyborną treścią), na których muskularni herosi w skórzanych majtkach i rogatych hełmach siłowali się ze zmutowanymi jaszczurkami, a towarzyszyły im półnagie dziewoje o bujnym biuście, rażącym po oczach niczym laser. Więcej było w tym makulatury niż dobrej literatury, dawało się jednak wyłowić z niej czasem coś wartościowego. To wtedy poznałam Franka Herberta i jego cykl o Diunie, któremu pozostałam wierna do dzisiaj, Księgi Krwi Clive'a Barkera, a także jeden z moich ulubionych cykli fantasy - Czarną Kompanię Glena Cooka. Conan Howarda jakoś do mnie nie trafiał, pamiętam jednak, że po początkowych potworkach wydawniczych cieszył się on całkiem jak na owe czasy przyzwoitym wydaniem, opatrzonym pracami Franka Frazetty.
________________________________________________
A oto kilkanaście pozycji z tamtych lat, które uchowały się do dzisiaj na półce - przyznaję, że większość wyniosłam na strych, moje prywatne cmentarzysko martwych książek.
Colin Wilson Pasożyty umysłu
Wydawnictwo EXPRESS, Bydgoszcz 1990
Dom Wydawniczy REBIS, Poznań 1990
"...to absolutnie niebezpieczna książka"
- jak głosi ostrzeżenie z okładki.
Tłumaczyli Beata Moderska i Tadeusz Zysk, współzałożyciel Domu Wydawniczego REBIS i jeden z założycieli wydawnictwa Zysk i S-ka.
Pierwszy tytuł wydany przez Rebis.
Mało gdzie się wspomina, że Pasożyty umysłu opublikowane zostały we współpracy z wydawnictwem EXPRESS (późniejsze Express Books? logo wygląda niemal identycznie). Książkę kupiłam jeszcze przed denominacją - za 5000 zł, czyli prawie za darmo, w księgarni przy ulicy Franciszkańskiej, której od dawna już nie ma. Ciekawe, który przemyślanin jeszcze o niej pamięta?
_______________________________________________
Carl Sagan Kontakt
Wydawnictwo Express Books, Bydgoszcz 1991
Słynna powieść science fiction, obecnie już trochę zapomniana. Nie wydawana w Polsce od lat 90. I jak to często bywa z s-f, rasowa powieść filozoficzna ubrana w szaty fantastyki naukowej.
Na jej podstawie powstał film z Jodie Foster i Matthew McConaughey.
Przynajmniej tym razem obeszło się na okładce bez maszkary z kosmosu.
______________________________________________
______________________________________________
Robert E. Howard, Lord Dunsany Barbarzyńca i marzyciel: Dwa światy fantasy
Wydawnictwo Versus, Lublin 1990
Jedna z pierwszych pozycji fantasy, jakie pojawiły się w moim domu po przemianie ustrojowej. Krzykliwa okładka zapewne miała przyciągać wzrok, na niej zaś pokraczny Indianin-zombie w zbroi (wybacz, Geronimo). To, co popełniło wydawnictwo, powinno być karalne.
_______________________________________________
F. Paul Wilson Twierdza
Wydawnictwo Amber, Poznań 1990
Spoglądamy i wiemy już wszystko: jest szczerzący kły wampir, noc, błyskawice, w oddali złowrogi zamek, na baszcie flaga ze... swastyką? Tak, tak, nie mylicie się. Będą wampiry (czyżby?) i naziści. Twierdza to kapitalny horror, nie idealny, nie pozbawiony wad, ale dość oryginalny i sprawnie poprowadzony fabularnie, który zyskał już w pewnych kręgach miano kultowego.
Redaktorem - znana postać - bo Rafał A. Ziemkiewicz.
_______________________________________________
Gordon McGill Rumak
Redaktorem - znana postać - bo Rafał A. Ziemkiewicz.
_______________________________________________
Gordon McGill Rumak
Wydawnictwo Atlantis, Warszawa 1991
Za tę oto ilustrację odpowiada niejaka LINEA. Pseudonimu się nie dziwię, mnie też wstyd byłoby się przyznać i sygnować własnym nazwiskiem. Cóż, tytułowy rumak ma czerwone ślepia, a dziewoja modną fryzurę, bo ubrania już nie ma wcale - ważny element, mający przyciągnąć dojrzałego czytelnika.
Horror to gatunek, który z początkiem lat 90. został najbardziej upośledzony estetycznie, jeśli można tak to nazwać. Niestety, obecnie zbyt mało posiadam tego rodzaju literatury, by uświadomić Wam ogrom ówczesnej tandety. Ale inni już to zrobili przede mną. Jeśli interesuje Was, czego dokonało słynne wydawnictwo Phantom Press, zajrzyjcie tutaj, a nie pożałujecie ;)
Podejrzewam, że za ileś tam lat książki tego wydawnictwa staną się obiektem osobliwych poszukiwań kolekcjonerskich...
_______________________________________________
Glen Cook Czarna Kompania
Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 1993
Dziękuję Rebisowi, że postanowił wydać ten wspaniały cykl. Spędziłam z nim niezapomniane chwile nastolatką będąc, a i teraz nieraz powracam do niego z uśmiechem na twarzy. Uwielbiam styl Cooka, prosty i lakoniczny, trafiający w sedno rzeczy bez niepotrzebnych upiększeń i wywodów nad detalem uroczego krajobrazu. Uwielbiam jego ironiczny humor, który bawi mnie jak żaden inny. Uwielbiam sposób narracji Konowała, nazewnictwo postaci i miejsc. A poza tym uwielbiam Duszołap i całą zgraję pozostałych bohaterów. Tylko okładki nie uwielbiam. Jednak w roku, w którym ukazał się tom 1 miałam trzynaście lat i nie bardzo zwracałam uwagę na takie szczegóły. Mnie tam się podobała, bez względu na to, czy przedstawiała kompanię najemników, czy długie łodzie Wikingów.
_______________________________________________
Arthur C. Clarke Miasto i gwiazdy
Wydawnictwo Mizar, Warszawa 1993
Książka została wydana we współpracy z Wydawnictwem Amber
Arthur C. Clarke to jeden z czołowych, najbardziej uznanych pisarzy nurtu science fiction, nic zatem dziwnego, że jego Miasto i gwiazdy znalazły się w amberowskiej serii wydawniczej Mistrzowie SF. Poza nim w serii tej widnieją równie wielkie nazwiska: Isaac Asimov, Robert Silverberg, Philip K. Dick, Frank Herbert, Strugaccy, Robert A. Heinlein, Ursula Le Guin, Clifford D. Simak, Dan Simmons... Uff, sama żelazna klasyka science fiction.
Prawdę mówiąc, nie pamiętam już, czy latający obiekt z okładki ma się jakoś do fabuły, ale, idąc śladem popularnego wówczas trendu, strzelam, że nie.
Prawdę mówiąc, nie pamiętam już, czy latający obiekt z okładki ma się jakoś do fabuły, ale, idąc śladem popularnego wówczas trendu, strzelam, że nie.
Miasto i gwiazdy zostały wcześniej wydane w 1984 roku jako wkładka do miesięcznika Fantastyka.
_______________________________________________
Anthony Piers Sos Sznur
Wydawnictwo Amber, Warszawa 1994
Pierwszy tom trylogii Krąg Walki. Wizja postatomowego świata, w którym ludzkość cofnęła się do ery koczowniczych neo-barbarzyńców, panuje prawo silniejszego, a spory rozwiązywane są za pomocą broni w honorowej walce. Przyzwoita lektura, która porywa i wciąga. Czyta się jednym tchem.
Pierwszy tom trylogii Krąg Walki. Wizja postatomowego świata, w którym ludzkość cofnęła się do ery koczowniczych neo-barbarzyńców, panuje prawo silniejszego, a spory rozwiązywane są za pomocą broni w honorowej walce. Przyzwoita lektura, która porywa i wciąga. Czyta się jednym tchem.
Okładka
jest równie oderwana od treści co w pozostałych tytułach trylogii, gdzie
ilustracje wybierane były chyba metodą losowania w ciemno.
Cieszę się, że książki przetrwały pobyt na obozie harcerskim Jerutki '94.
Przewinęły się wówczas przez ręce (i umysły) kilku osób, zaś na jednej ze stron tytułowych zachowały się interesujące wpisy od wakacyjnych przyjaciół.
_______________________________________________
Frank Herbert Diuna
Wydawnictwo Phantom Press International, Gdańsk 1992
Powieść, której żadnemu fanowi science fiction przedstawiać nie trzeba. Traktat filozoficzny nad istotą wiary i człowieczeństwa, pozycja kanoniczna gatunku.
Zawsze lubiłam to wydanie i tłumaczenie (przełożył Marek Marszał), na nim się wychowałam. Jak na Phantom Press grafika z okładki jest wybitnie dobra. I pasuje do treści: Fremen, czerw i ornitoptery, czyli stałe elementy pustynnej planety. Czysty old school.
Okładkę ilustrował Radosław Dylis, podobnie jak pozostałe tomy Kronik Diuny. Resztę cyklu Herberta Phantom Press wydał w Polsce po raz pierwszy - i za to wieczna mu chwała.
Ursula Le Guin Świat Rocannona
Wydawnictwo Amber, Poznań 1990
Kolejna pozycja z serii Mistrzowie SF, pierwszy tom cyklu Hain (Ekumena). Debiut Ursuli Le Guin.
Na okładce znowu skórzane majtki i rogate hełmy - to Frank Frazetta, of course.
Na okładce znowu skórzane majtki i rogate hełmy - to Frank Frazetta, of course.
________________________________________________
Marvin Kaye, Parke Godwin Władcy samotności
Wydawnictwo ALFA, Warszawa 1993
Całkiem niezła powieść science fiction, ale okładka nieadekwatna do treści.
Co to ma być? Kobieta-cyborg? Bo na pewno nie członkini Plemion Lasu.
Władcy samotności to kolejny (po Kręgu Walki) przykład typowej postatomowej s-f, gdzie mamy ukazany regres ludzkości do prymitywnych społeczeństw. Książka ma swoje momenty, ale czytałam już lepsze.
_______________________________________________
Andre Norton Kryształowy Gryf
_______________________________________________
Andre Norton Świat magii czarownic
Wydawnictwo Pomorze, Bydgoszcz 1990
Zbiór opowiadań z uniwersum Świata Czarownic. Książkę tę, podobnie jak pozostałe tytuły serii tematycznej, darzę ogromnym sentymentem. W dzieciństwie systematycznie pochłaniałam kolejne "czarodziejskie" tomy, niektóre czytając kilkukrotnie. Dzisiaj niewiele z nich pamiętam, choć nazwy jak Ithkrypt i Estcarp wciąż brzmią znajomo.
Egzemplarz, który posiadam, dawno już rozłożył się na czynniki pierwsze i każda kartka jest w nim osobno - kiepski klej, rzecz charakterystyczna dla ówczesnych wydań. Okładka nawet mi się podoba. Dobrze oddaje klimat uniwersum, choć cel golizny był pewnie bardziej prozaiczny. W porównaniu z takim cukierkowym paskudztwem, jakim obecnie uraczyło nas wydawnictwo Nasza Księgarnia (Świat Czarownic), jej projekt graficzny jest całkiem niezły.
_______________________________________________
Andre Norton Kryształowy Gryf
Wydawnictwo Amber, Warszawa 1991
I po raz kolejny okładka, która pasuje do treści jak pięść do oka.
Tym razem autorem ilustracji jest nie Frazetta, a inny światowej sławy artysta fantasy, Boris Vallejo. Jak głosi Wikipedia, jego obrazy "najczęściej przedstawiają umięśnionych bohaterów i skąpo ubrane Walkirie". Spoglądając na okładkę Kryształowego Gryfa, trudno się nie zgodzić. Trudno również Vallejo odmówić talentu w uchwyceniu piękna kobiecego ciała, ale... No właśnie, ale. Ale nie do tej książki (którą, nota bene, przeczytałam po raz pierwszy mając lat dwanaście - spokojnie, powieść dość młodzieżowa). Na szczęście pozostałe dwa tomy mają już ilustracje adekwatne do treści - również autorstwa Vallejo.
Tak to było, kiedy nie napisano jeszcze Harry'ego Pottera... Młodzież czytała pełną magii i czarownic fantasy o skandalicznych, pełnych golizny okładkach.
_______________________________________________
Karl Edward Wagner Pajęczyna Ciemności
Wydawnictwo Phantom Press International, Gdańsk 1991
Na koniec pozwoliłam sobie zachować największego potworka z mojego księgozbioru, choć pewnie gdybym pogrzebała w pudłach na strychu, znalazłabym lepsze kwiatki. Parę nawet teraz przychodzi mi na myśl...
No cóż, walory estetyczne wagnerowskiego cyklu o nieśmiertelnym Kane w odsłonie Phantom Press nie podlegają dyskusji. Wprawdzie w pierwszym tomie cyklu wydawnictwo zapomniało wspomnieć, któż to jest autorem porażającej ilustracji na okładce, ale w następnych już nie. Otóż odpowiada za nie niejaki Robert Chmielewski, a opracowaniem graficznym zabawili się Bogdan Dams i Krzysztof Izdebski. Gratuluję konceptu: cycki, sandały i majtki. Poza tym książki są tak fenomenalnie sklejone, że dosłownie rozsypują się w rękach.
No cóż, walory estetyczne wagnerowskiego cyklu o nieśmiertelnym Kane w odsłonie Phantom Press nie podlegają dyskusji. Wprawdzie w pierwszym tomie cyklu wydawnictwo zapomniało wspomnieć, któż to jest autorem porażającej ilustracji na okładce, ale w następnych już nie. Otóż odpowiada za nie niejaki Robert Chmielewski, a opracowaniem graficznym zabawili się Bogdan Dams i Krzysztof Izdebski. Gratuluję konceptu: cycki, sandały i majtki. Poza tym książki są tak fenomenalnie sklejone, że dosłownie rozsypują się w rękach.
Pozostałe tomy:
Co ciekawe, w tym samym czasie co Phantom Press (1991 rok) Amber również zaczął wydawać cykl Kane, którego jednak nie ukończył. Wielka szkoda. Pozycje te miały przede wszystkim całkiem inne tłumaczenie (powstały przy okazji drobne różnice w tytułach) i lepszą szatę graficzną. Z Amber ukazały się trzy pierwsze tomy cyklu - w twardych oprawach z ilustracjami Franka Frazetty.
Karl Edward Wagner Wichry nocy
Wydawnictwo Amber, Warszawa 1994
_________________________________________________