Translate

czwartek, 31 grudnia 2020

Rok 2020: przegląd

Koniec roku to zazwyczaj czas podsumowań, inwentaryzacji i rozliczeń. Co wyszło, a czego nie udało się zrobić. Dla takiego bibliofilskiego mola jak ja to również dobry czas na przegląd zakupów książkowych. Krótki rzut okiem na zapchane półki i wszystko wiadomo. 

Podsumowując mijający rok, zauważyłam u siebie pewien spadek w kupowaniu książek. Tendencja ta dotyczy również komiksów, które staram się dobierać rozważniej, niż w poprzednich latach. Niby ten rok sprzyjał czytaniu: czasowy lockdown, pandemia, liczne ograniczenia w przemieszczaniu się. Hasło "zostańmy w domu" przylgnął do 2020 roku na dobre. Wiele osób rzeczywiście musiało zostać w czterech ścianach, przerzucając się na pracę zdalną, o uczniach czy studentach nie wspomnę. W moim życiu ten rok zmienił niewiele, bardziej na szczęście niż niestety. Nie czytałam więcej niż zwykle, natomiast z całą pewnością mniej kupowałam. Myślę, że częściowo wynika to z przesytu. Stałam się bardziej wybredna pod względem treści, okładek, a i deficyt wolnych półek też zrobił swoje. Nie bez znaczenia pozostaje również fakt, że udało mi się skompletować większość zaplanowanych pozycji. Czytam raczej mało literatury współczesnej (rozumianą przeze mnie jako literaturę pisaną w ciągu ostatnich lat), a co za tym idzie, wszelkie nowości wydawnicze mało mnie interesują. No, może poza Tajfunami.

Co udało mi się nabyć w 2020 roku? 

Zaczęło się chyba od serii wydawniczej PIW Proza Dalekiego Wschodu. Otóż na wstępie chcę zaznaczyć, iż nie są to szczególnie ładne wydania - za to frapująca literatura. I tak na pierwszy ogień poszedł, rzecz jasna, Yukio Mishima i jego Wyznanie maski oraz Złota pagoda (kolejne drugie wydanie w mojej biblioteczce). Poza tym Koła zębate Akutagawy Ryūnosuke, bo... lubię opowiadania, a japońskich jestem zawsze ciekawa. W planach na przyszły rok pozostaje na razie Miłość głupca Jun'ichirō Tanizakiego (cóż za brzydka okładka!). Kto wie, może w przyszłości pojawi się coś jeszcze, co mnie zaciekawi w tej serii.


Kolejnymi nowościami w mojej kolekcji, o których warto wspomnieć, są zdecydowanie wszystkie Salingery od Albatrosa. Prosta w swej formie szata graficzna budzi pozytywne odczucia. Obyło się bez krzykliwych liter i fotograficznych kolaży. Trochę szkoda, że nie są to okładki w stylu mid-century - mogło być znacznie lepiej, ale nie jest źle. I przede wszystkim na moich półkach zagościły w końcu Franny i Zooey, Dziewięć opowiadań, a także Wyżej podnieście strop, cieśle. Seymour: wprowadzenie. Długo na to czekałam. Z wymienionych tytułów czytałam jak dotąd ten ostatni, na dodatek dość dawno temu. Ciekawe, jak Seymour sprawdzi się po latach... Jak pewnie zdążyliście się zorientować, do pełnej kolekcji brakuje jeszcze Buszującego w zbożu, z którym zapoznałam się kiedyś w liceum. Kolejny tytuł do przypomnienia. I do kupienia w 2021 roku.

W mijającym roku udało mi się też kupić Drogę powrotną Remarque'a od Rebis, co nie było łatwym zadaniem. Polowałam na tę książkę kilka ładnych lat, a udało mi się ją zdobyć na jednej z internetowych aukcji (była już w moim pierwszym poście z cyklu Must have z 2014 roku). Poza tym wpadło w moje ręce kilka tytułów od PIW, których nie brałam wcześniej pod uwagę. O ich zakupie nie do końca zadecydowało ładne wydanie, niemniej to właśnie dzięki okładkom wyłowiłam te a nie inne pozycje z zalewu książkowych nowości. Chyba jestem wzrokowcem, nic na to nie poradzę. Tym razem obyło się bez szaleństw, są to bowiem klasyczne pozycje: Zazi w metrze, Fikcje Borgesa i Opowieści niesamowite. Literatura rosyjska


 

Kilka słów na temat serii Opowieści niesamowite Państwowego Instytutu Wydawniczego, szczególnie jej strony technicznej:

Ja, malkontentka, muszę ponarzekać. Drogi PIW, wydawaj, proszę, książki staranniej. Spod wewnętrznej strony okładki - dokładniej wyklejki - wyłazi bowiem klej, do którego przylepia się kolejna strona wyklejki. Nie sposób otworzyć książki, nie rozrywając forzaca. Miałam taką sytuację po zakupie Opowieści niesamowitych z języka niemieckiego - którą to książkę, notabene, i tak zwróciłam, kiedy tylko zorientowałam się, że jest to wznowienie Czarnego pająka (czytałam i wcale mnie nie zachwycił). 

W listopadzie naszło mnie na literaturę fantastyczną, najlepiej dziejącą się w dawnej Japonii. Pewnie był to efekt dopiero co obejrzanego anime Ninja Scroll oraz filmu Miecz Nieśmiertelnego (Mugen no Jūnin). Cóż, po szybkim aczkolwiek bacznym przyjrzeniu się internetowym forom, mój wybór padł na cykl Opowieść o Shikanoko Lian Hearn, który ukazał się w Polsce nakładem wydawnictwa Mag. W jego skład wchodzą Cesarz Ośmiu Wysp (tom 1-2) i Pan Ciemnego lasu (tom 3-4). Był to strzał w dziesiątkę. Nakład książek jest już wyczerpany, udało mi się jednak kupić je z drugiej ręki w przyzwoitym stanie. Idąc za ciosem, pokusiłam się również na Księżniczkę i szoguna Lesley Downer (nie-fantastyka) oraz Konparuyę Gomez - powrót do Edo Naka Saijō (fantastyka-futurystyka). 





Na koniec roku zdążyłam się jeszcze załapać na świeżynkę od wydawnictwa Tajfuny, czyli zbiór opowiadań dobrze mi znanej Yōko Ogawy, zatytułowany Grobowa cisza, żałobny zgiełk. Tak, tak - kolejny zbiór japońskich opowiadań. To mi chyba nigdy nie minie. 

 


Kilka zdjęć pozostałych książek - gościnnie z kotką Kafką 
w świątecznej oprawie:












Nie, to nie są książki, które dostałam w tym roku pod choinkę. 
Otóż w tym roku pod choinkę nie dostałam ŻADNEJ książki 
(przytyk do męża).




______________________________________
 


czwartek, 19 marca 2020

Trudno coś napisać po dwuletniej przerwie. Niby jest o czym - w końcu tyle się wydarzyło - lecz niełatwo ująć to w słowa. Jakby coś istotnego wewnątrz skurczyło się i zardzewiało. Przez ten okres wiele kupowałam, zdecydowanie mniej czytałam. Jakbym gorączkowo chciała nadrobić lata posuchy na półkach lub kupowała na "zapas", na cięższe czasy. Coś w tym stwierdzeniu jest. Kolekcjonowanie książek nie jest jednak złe. Posiadane/przeczytane tytuły definiują mnie i moje zainteresowania. Często mówią o mnie więcej, niż byłabym w stanie przyznać w rozmowie. 

Zajęta swoimi sprawami (kolejna przeprowadzka, remont mieszkania, rodzina i koty) kompletnie przegapiłam pojawienie się nowego wydawnictwa Tajfuny, specjalizującego się w literaturze japońskiej, a także serii wydawniczej "Proza Dalekiego Wschodu" od PIW. Ominęła mnie premiera pierwszej w Polsce książki Ranpo Edogawy, na którą tyle czekałam. Od lat narzekałam na nieobecność tego autora na księgarskich półkach, a tu proszę, niespodzianka. Przespałam również wznowienie Kronik portowych Annie Proulx, które ukazało się w 2018 roku (jak mogłam!) nakładem Wydawnictwa Poznańskiego. Bardzo lubię tę książkę, przyznam jednak, że nie kupiłam jej do tej pory z powodu... brzydkiej okładki. Na szczęście wznowienie to wciąż jest dostępne w sprzedaży, dzięki czemu nowa Proulx od tygodnia gości już w mojej biblioteczce. Zakupiłam też interesujące mnie tytuły od Tajfunów i Państwowego Instytutu Wydawniczego. Jak widać, staram się nadrobić zaległości, dzięki czemu czuję się choć częściowo zrehabilitowana. 


Przeglądając dzisiaj moje stare posty z cyklu Must have, zauważyłam, iż posiadam już całkiem sporo z zamieszczonych tam pozycji. Z około 10% zrezygnowałam, drugie tyle wciąż czeka na zakup. Nie jest źle. W minionym roku kupowałam najwięcej komiksów, mając naprawdę sporo do nadrobienia. Zajęły już prawie całą nabytą w tym celu biblioteczkę, co daje do myślenia. Muszę bardziej starannie dobierać tytuły, które zamierzam mieć i nie wchodzić w serie, które może i wypada postawić na półce, ale mają u mnie marne szanse na przeczytanie. Mam niestety skłonność do limitek i tytułów, które dawno wyszły z obiegu, a co za tym idzie, mój portfel cierpi. Wciąż gorączkowo przeglądam strony wydawnictw i gildii.pl (mój ulubiony sklep), próbując przewidzieć nakład którego komiksu ulegnie w tym miesiącu wyczerpaniu, aby zdążyć go kupić, starając się zarazem omijać nowości wydawnicze, na które z drugiej strony mam największą ochotę. Niezbyt to zdrowe, przyznaję. Rozsądek i tak czasem przegrywa z sercem, inaczej nie byłabym sobą. 


Na początek pragnęłabym zaprezentować pierwszą książkę najnowszej serii wydawniczej "Tajfuny mini", Gorączkę złotych rybek autorstwa Kanoko Okamoto. Książeczka zaiste jest malutka, ale prześliczna. Tajfunom trzeba przyznać, że pięknie publikują swoje pozycje. Nie spotkałam się jeszcze z żadnym tytułem od tego wydawnictwa, które mogłabym uznać za brzydkie czy nawet przeciętne. Niby łatwo powiedzieć, bo ukazało się ich dotąd raptem pięć, ale już teraz wyraźnie widać, że młode Tajfuny stawiają na jakość, nie ilość. I to im się chwali. Każda pozycja jest dopieszczona edytorsko i cechuje ją doskonały przekład i szata graficzna. Wydawnictwo nie unika też niebanalnych rozwiązań, jak brak grzbietu książki (seria Mini). Z początku nastawiona byłam do tego pomysłu sceptycznie, po zakupie Gorączki szybko jednak do niego przywykłam (mierzi mnie tylko odstająca w moim egzemplarzu czerwona nitka). Mam nadzieję, że książka za kilka lat się nie rozsypie. 




 










 

Inne tytuły Tajfunów, które udało mi się w ostatnim czasie nabyć, to Ukochane równanie profesora Yoko Ogawy oraz Gąsienica Ranpo Edogawy - obie książki wydane w 2019 roku, obie w bardziej "tradycyjny" sposób, jeśli mogę tak powiedzieć. Ich projekt graficzny jest, jak dla mnie, idealny. Nie ma w nich niczego, czego mogłabym się przyczepić, a jestem osobą czepliwą, marudą i malkontentką. 

Gąsienica jest zbiorem siedmiu opowiadań, opatrzonych jakże potrzebnym wstępem Andrzeja Świrkowskiego, przybliżającym czytelnikom postać Ranpo Edogawy, poniekąd debiutanta w naszym kraju. Jedynym wcześniej opublikowanym w Polsce utworem Ranpo było opowiadanie W objęciach fotela (zawarte również w tym zbiorze), które w 1974 roku ukazało się na łamach "Przekroju". Muszę przyznać, że z twórczością tego autora zapoznałam się wcześniej dzięki filmowi i mandze: mrocznym i surrealistycznym nowelom filmowym Ranpo Jigoku z 2005 roku oraz przeniesionym na plansze komiksu GąsienicyPanorama-tō Kidan (Strange Tale of Panorama Island) autorstwa Suehiro Maruo. A także wspomnianym już W objęciach fotela w mangowej interpretacji Junjiego Ito (opowiadanie Human Chair). Nidy dotąd nie trzymałam jednak w ręku jego prozy - i za tę możliwość gorąco Tajfunom dziękuję.





Z kolei druga autorka, Yoko Ogawa, również nie jest mi postacią obcą. Wcześniej miałam styczność z jej literaturą, czytając jedną z jej powieści, Muzeum ciszy. Ukochane równanie profesora jest trzecią powieścią tej pisarki, jaka ukazała się w Polsce. Jeszcze zanim wiedziałam cokolwiek o Tajfunach (czyli nie wiedząc o ich istnieniu) zwróciłam uwagę na okładkę pewnej książki, która przyciągnęła mój wzrok ze sklepowej wystawy. Owa okładka była równie minimalistyczna co wystawa księgarni i może dlatego nie zginęła w zalewie innych tytułów. Była świeża i nietuzinkowa. Z nosem przyklejonym do szyby wiedziałam już, że mam przed sobą książkę, którą kupię. I tak też się stało. Mowa tu oczywiście o Ukochanym równaniu profesora




 



W 2019 roku nakładem wydawnictwa Tajfuny ukazał się również Zmierzch Osamu Dazai oraz Niedźwiedzi bóg Hiromi Kawakami, nie wydały mi się jednak na tyle interesujące, bym chciała je przeczytać. Zmierzch kiedyś nawet posiadałam (starsze wydanie od Wydawnictwa Akademickiego Dialog), ale sprzedałam. Pełna dobrych chęci odbiłam się od tej książki i wiem, że nigdy już po nią nie sięgnę. Niektórzy jednak tę powieść wręcz uwielbiają i wysoko cenią. Z pewnością projekt okładki Tajfunów zasługuje na uznanie, Zmierzch bowiem znalazł się w pierwszej dziesiątce najlepszych okładek książek wydanych w Polsce w 2019 roku na znanym facebookowym fanpage'u "Kupiłbym tę książkę, gdyby nie okładka".